W piątek byłem na popołudniu w pracy i miałem dyżur. Co się wiąże z dodatkowymi obowiązkami oprócz standardowych i bieganie do wszystkich klientów, którym załączy się jakiś komplikator. Koło wpół 21ej, kiedy stwierdziłem, że odpuszczę sobie moje podstawowe obowiązki, bo nie miałem już zwyczajnie siły, poszedłem do biura zająć się papierkową robotą. po 15 minetach przybiegła Starościna(inna kierowniczka) i woła mnie. Zaczynała panikować, bo telefon miałem zajęty, a dziewczyny wzywały mnie górą(radio węzłem) i nie reagowałem. Byłem zdziwiony, bo z nikim nie gadałem, a w biurze bardzo słabo słychać radio-węzeł. Już wcześniej podejrzewałem że ten telefon szwankuje. W końcu to stare rzęchy.Przekierowałem się szybko na inny telefon i poszedłem do dziewczyn z Punktu Obsługi Klienta(POK). Kiedy podchodziłem do nich poprosiłem Madzię, żeby zadzwoniła do mnie teraz(żeby sprawdzić "łącza"). Wykręciła numer i usłyszałem jak telefon w kieszeni mi dzwoni. To mi wystarczało i nie sięgnąłem nawet po niego. Ale Madzia dalej stała i czekała aż odbiorę, mimo, że stałem pół metra od niej. A Madzia krzyknęła z wyrzutem do Blondyny, która poszła za tekturową ścianę: "Ten kierownik dyżurny znowu nie odbiera telefonu!!!"
Zacząłem się śmiać. A Blondyna wyszła zza ściany i oparła"No to go znowu górą wywołam" i podeszła do mikrofonu i już zaczynała wciskać przyciski. Całą trójką ryknęliśmy śmiechem.
Lubię kiedy pod koniec ciężkiego dnia z niektórymi osobami możemy sobie robić jaja. Łatwiej wtedy znieść taką zmianę w pracy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz