piątek, 12 listopada 2010

Nawiedzony kot

Halloween było dwa tygodnie temu, ale to wczoraj mieliśmy nalot nawiedzonego kota. Z samego rana, gdy starzy wyjeżdżali na działkę, do mieszkania wleciał nam czarny kot. Błyskawicznie myknął nam między nogami i schował mi się za sofą. Pół godziny próbowaliśmy go wygonić z mieszkania. Za każdym razem bdy był już w drzwiach wejściowych, udawało mu się z powrotem czmychnąć. Wku***łem się nie na żarty i mopem brutalnie go wykopałem.

Wyszedłem na miasto by tradycyjnie, jak co roku zjeść rogala marcinskiego na mieście. Odwiedziłem też Pietra w pracy. Gdy wróciłem do domu, tan sam kot siedział w narożniku klatki schodowej. Gdy odkluczałem mieszkanie, widziałem jak ten piekielny kocur szykuję się już do biegu. Jak dostał z buta to poleciał przez 9 stopni jak ptak.

Tak, tak, jestem okrutny. No i...?

2 komentarze:

  1. nie cierpię kotów ale szkoda by mi było buta ;)
    chyba że był to naprawdę nawiedzony kociak ;]
    takiego rogala i ja chcę. jadłem raz w życiu tylko, ale był cudny. może właśnie dlatego, że więcej nie miałem okazji zweryfikować jego smaku :D

    OdpowiedzUsuń