wtorek, 29 czerwca 2010

Kuszenie - U.Żet.

W niedzielę siedzę w pracy i znowu odwiedził mnie Brian.

Brajan: Wyglądasz jak z krzyża zdjęty.
Max: Ty też wyglądasz przecudnie.
B: Weź urlop na żądanie. Alex wczoraj wzięła, to ty też możesz.

Myśląca!!!

M: Masz rację!
B: Serio!?
M: Serio, Serio. A co? Też mi się coś od życia należy?

Akurat przechodził mój kierownik. Wołam go.

M: Bardzo będziesz zły, jeśli wezmę na jutro urlop???
Kierownik: Kurwa. Bardzo.

Pogadaliśmy chwilę.

Kierownik: Jeżeli musisz, to weź, ale jeżeli nie musisz, to przyjdź jutro.

Poszedłem na przerwę. Zjadłem, wypiłem, spałem na siedząco.
OOO NIEEE! TAK BYĆ NIE MOŻE!!!
Wypisałem wniosek, poszedłem do kierownika i daje mu mówiąc

M: Nie bądź na mnie zły, ale muszę.

Zgodził się. Nie miał wyjścia.

Ogarnąłem wczoraj wszystko w domu, byłem u Lois, a wieczorkiem pojechałem do Dominy.
Domina sprawiła sobie nowe siedzisko.

Tylko, że pomarańczowe.

Brajan: JAKIE TO K***A WYGODNE!!!!!

M: Popieram! Tylko szkoda, że takie drogie.

Młody też do nas dołączył. Siedzieliśmy sobie w czwórkę, piliśmy, gadaliśmy, Domina ze śmiechu wyrżnęła głową w drewnianą skrzynię...
Po staremu :P

Było przecudnie

czwartek, 24 czerwca 2010

Odwiedziny

Mam w tym tygodniu mały maraton w pracy. 3 popołudniówki, wolne i 3 ranki. Dziś mam wolne, ale chodzi mi o wczorajszą zmianę.

Nie dosyć, że co dzień, to zastawiali mi większy bajzel do uprzątnięcia, to jeszcze miałem wuchtę swojej roboty, nie wspominając o tym, że niektórzy chcieli mi jeszcze ją spotęgować. Łaziłem wczoraj, delikatnie mówiąc, zeźlony, gotów gryźć tych, którzy weszliby mi w drogę. Jakby tego było mało, odwiedził mnie Brian.

GRRRrrr…

Przypomniałem sobie wszystkie nauki buddyjskie dotyczące medytacji, skupiłem się, i ignorowałem mojego „kochanego” braciszka. Wyrzuciłem z siebie całą złą energię, wieć moja twarz wyglądała na spokojną, nawet lekko uśmiechniętą. Zadziałało to jak płachta na byka. Brajan zrobił się czerwony na twarzy, wręcz purpurowy. Chwycił leżące nieopodal jabłko i z całej siły rzucił w moim kierunku. Jakimś cudem, mój własny reflex pozwolił mi na złapanie owego jabłka 10cm od twarzy, nie zmieniwszy nawet o odrobinę wyrazu mojej twarzy. Trzymając mocno w dłoni jabłko, spokojnie ruszyłem w jego kierunku. Gdy byłem dwa mery od Brajana, chciał zrobić krok w tył, lecz nie zauważył stojącej za nim kobiety. Wpadł na nią, niemal jej nie przewracając. Sam runął na ziemię. Kobieta się wydarła „K***a je***a! Jak chodzisz debilu?…” Posypało się jeszcze wiele małooryginalnych epitetów, lecz ja nie słuchałem. Odłożyłem jabłko na miejsce, i wróciłem do swojej pracy.

Przez resztę dnia miałem wyśmienity nastrój :D

wtorek, 22 czerwca 2010

Integracja

W pracy zorganizowali imprezę integracyjną na sali na Malcie. Ja skumałem się z trójką znajomych. Z Alex, hermafrodytą… znaczy się… Niby to dziewczyna, ale myśli i działa jak facet. Jest jeszcze K-Kłaczek. Dziewczyna z tak bujną fryzurą, że Brooke się może schować. No i Chłopiec z blizną na twarzy. Razem się zatrudnialiśmy i tak się jakoś zmówiliśmy.

Zanim wyszedłem z domu upewniłem się, że Brajan nie pójdzie ze mną. Twierdził, że nie ma ochoty poznawać moich znajomych.

W czwórkę było wesoło, mimo, że impreza na początku było sztywno. Po niecałych dwóch godzinach jeden facet już był tak urżnięty , że darł się na całą salę „BIAŁE TANGO! PANIE PROSZĄ PANÓW!” I tak non-stop. Na szczęście ktoś go wyprowadził, żeby wytrzeźwiał trochę. Później było go jeszcze widać na parkiecie.

O piwo było ciężko, więc trzeba było pić powoli. To nie dla mnie.
W pewnym momencie zobaczyłem jak na imprezę wchodzi Brian. Nie mam pojęcia, jak mógł mnie znaleźć!

B: A wy co tak siedzicie???
M: Przecież miałeś nie przychodzić. Nie masz swoich znajomych?
B: Po co mi moi, skoro mogę ukraść twoich?

Zignorowałem go.

O 22ej poszliśmy odprowadzić K-Kłaczka na tramwaj. Szło się 20 min w jedną stronę. Było śmiesznie. W pewnym momencie:

K-Kłaczek: […]Upiję się na smutno.
Alex: Weź jej pizgnij w ten kudłaty łeb!!!
Max: Facetowi nie wypada. Sama to zrób!
Brajan: A mogę ja?
Max: Nigdy w życiu.
Brajan: Ona się o to prosi. W głowie ma to samo co na głowie. Jeden wielki bajzel.
Alex: No pizgnij jej wreszcie!
Max: Dała Bozia rączki?
Alex: Dała, ale dwie lewe.

Podczas tej sytuacji nie zauważyliśmy nawet jak minął nas dyrektor. Zauważył go Chłopiec z blizną, ale był zbyt zajęty śmianiem się, by nas uprzedzić.

Wracając już bez K-Kłaczka, okazało się że i Alex i Chłopiec z blizną mają ten sam problem co ja. Pochodzą z rodziny alkoholowej. Temat bardzo nas zbliżył. Brian szedł za nami i mruczał coś pod nosem. Na szczęście tylko ja słyszałem jego komentarze. Lecz w pewnej chwili wybuchnął:

B: Ale wy macie kurwa problemy!!!
M: A ty nie masz?
B: Nie! Ja jestem człowiek bezproblemowy.
M: Jeżeli nie widzisz własnych problemów, to dopiero masz problem!

Brajan zamilkł.

Po powrocie na salę, poszedł w tany i miałem go już z głowy. Chłopiez z blizną miał wyślącą, Alex się dobrze bawiła, a mnie zaczęło łapać zmęczenie. O 2ej się zmyłem. Nawet nie wiem co się działo z Brajanem.

piątek, 18 czerwca 2010

[N/M]ocne braci rozmowy

Leżymy wieczorem w łóżkach. Oboje nie możemy zasnąć. Atmosfera jest gęsta, że można ją nożem kroić. To pewnie ot tej duchoty na dworze.

B: Nie wytrzymam! Jak to się stało, że nie jesteś już w seminarium???

Brajan wybuchnął. Pięć lat temu gdy wyjeżdżał, ja właśnie zapisywałem się do seminarium duchownego, czego on nie mógł znieść

M: Qui pro quo, Clarice – Odparłem delektując się jego zniecierpliwieniem.
B: Dobra, jasne, whatever!
M: Powiedzmy, że ekskomunika, to moja specjalność.
B: A tak z polskiego na nasze?
M: Tak to już jest, gdy się przyłapie księdza uprawiającego seks za zakrystii na dodatek pijanego jak bela.
B: COOO?!?!?!?!?!?!?!?!?!
M: No.
B: TY??? Nie jesteś już dziewicą?????
M: Zaraz starych obudzisz. Qui pro quo!
B: Wyjechałem do Niemiec rżnąć się z jednym kolesiem, po czym zostawił mnie na środku miasta, bez ubrania i pieniędzy, więc zrobiłem to co umiem najlepiej. Zatrudniłem się w burdelu.
B: Z kim się rżnąłeś? Jak do tego doszło? To zupełnie do ciebie niepodobne!!!
M: Dwa lata z samymi facetami. Na imprezie pochlałem, spotkałem napaleńca. Kościół to byłe jedyna miejscówka. No i oczywiście ksiądz proboszcz nas nakrył, i skończyło się dyscyplinarką. Okazało się że to jakiś psychol był. Burdel i co dalej?
B: Wyrobiłem sobie wyśmienitą opinię. Po roku wykupił mnie ekskluzywny burdel w Szwajcarii. Stamtąd, na wyłączność wykupił mnie 40-letni milioner, którego doprowadziłem do zawału podczas seksu oralnego.
M: Podczas oralu???
B: Wykitował. Co Było dalej?
M: Wzięli mnie do wojska na 9 miesięcy. Znowu sami faceci.
B: Ty i armia?
M: Też tak mówię. To tam się tak wyostrzyłem. Na przepustce poznałem faceta. Znałem go tylko miesiąc i to intensywnie, a potem przez rok mi się odbijał czkawką.
B: Ty to masz pecha.
M: Miałem. Czas przeszły. Zostawił Ci jakiś spadek?
B: Tylko mieszkanie opłacone na rok z góry. No i szafę pełną ciuchów. Nie wspominając o wściekłej żonie.
M: Ha! To by było zbyt piękne…
B: Nie inaczej. A przez ostatnie dwa lata umawiałem się z Prezesem firmy kosmetycznej w Anglii. Młody, przystojny bogaty…
M: Zajęty.
B: Takich kochanków jak ja miał w każdym mieście. A podróżował ciągle.
M: Eh. Cioty.
B: Qui Pro Quo, Agent Starling.
M: Rok przepracowałem w gastronomii z szefami, kutasami. Pół roku bezrobocia, Rok terapii u psychologa i trzeci miesiąc pracy tu. No i poznałem wielu ciekawych ludzi.
B: To z jednym z nich się rżnąłeś?
M: Idę spać.
B: Nie zmieniłeś się aż tak bardzo.
M: Dobranoc.

Zamknąłem oczy z nadzieją na koniec nocnych konwersacji.

B: Pchły na noc.
M: A niech Cię komary żywcem zeżrą. - Szeppnąłem
B: Złego diabli nie biorą.
M: Tobie w piekle byłoby jak w raju.
B: W niebie bym się zanudził.
M: Pierdolisz.
B: A ty byś chciał.
M: Jedyne czego chcę, to świętego spokoju. No i snu.
B: Żeby Ci Się znowu przyśnił tajemniczy drwal.
M: Oby nie.

I z tą myślą pogrążyłem się w półśnie.

czwartek, 17 czerwca 2010

Sny

Obudziłem się wczoraj zlany potem.

O Kurwa!

Wysapałem nie mogąc złapać oddechu.

Z kim żeś się rżnął? - Usłyszałem

M: Co?

Starałem się zignorować brata siedzącego na sofie obok wpatrującego się we mnie intensywnie, starając się zachować w pamięci ujęcia z ostatnich scen snu.

B: Jęczałeś przez sen i jesteś napalony jak cała armia na viagrze. Albo jak byś od tygodni wdychał poppersy zamiast tlenu. Z kim się rżnąłeś przez sen?
M: Jeżeli myślisz, że Ci powiem, to nie mógłbyś być bardziej w błędzie.

Sam nie mogłem w to uwierzyć. Jak on mógł się znaleźć w moim śnie??? JAK??? Przecież mi przeszło! Chyba.

B: Ty, to potrzebujesz ostrego rżnięcia!
M: Nadużywasz tego słowa. Nie jesteś jedyny, który mi to mówi. Życz mi zatem spełnienia snów. Bądź dobrego psychiatry.

Brajan uśmiechnął się znacząco. Był środek nocy i nie było widać nic, ale jego uśmiech zawsze dostrzegę.

M: Zastanawiam się, czego życzysz mi bardziej.
B: Yyyy
M: Wiedziałem.
B: Wciąż się jednak zastanawiam z kim...
M: Nie dowiesz się! Nawet telepatyczne łącze Ci nie pomoże.

Mózg mi się gotował na samą myśl. Najgorsze jest to, jak bardzo mi się to podobało.

Odwróciłem się na bo i usiłowałem zasnąć, gdyż na 6:00 wstawałem do roboty. Nie wiem nawet, czy w ogóle zmrużyłem oko.

wtorek, 15 czerwca 2010

He's Back

h Wczoraj bardzo przyjemnie spędziłem dzień. Najpierw z Brooke objechaliśmy całe miasto, a następnie z Pietrem byłem na dwuch seansach w kinie. Dzień spędziłem aktywnie, a mimo wszystko wypocząłem maksymalnie. Jakbym przeczuwał, że nadchodzi.

O godzinie trzeciej w nocy do mojego pokoju, z buta wjechał ON. Mój niesforny, wredny brat bliźniak, Brian. Skoczył na mnie i skakał, puki nie zobaczył na moim ciele trzech pokaźnych siniaków.

Nie było go pięć lat i nagle pojawia się w środku nocy, bez zapowiedzi i jaszcze skacze mi po głowie. Standard. Cały Brajan.

Max: Co ty tu, kurwa robisz?
Brian: Jak to co? Wróciłem! Nie cieszysz się, że widzisz swojego kochanego braciszka?
M: Jak cholera.

Zrzuciłem go z siebie.

M: Gdzieś ty się szlajał pięć lat? Zresztą, nie chcę wiedzieć. [ZIEW]

Obróciłem się na drugi bok usiłując zasnąć dalej.

B: Serio?! Nie jesteś ciekaw???
M: Pewnie łajdaczyłeś się po burdelach, znając Ciebie.
B: Jak to się dzieję, że zawsze trafiasz w sedno?
M: Stałem w kolejce po rozum, w przeciwieństwie do Ciebie. Poza tym znam twoje myśli. Ty moje zresztą też.

Zawsze łączyłe nas jakaś pokręca łączność pseudo-telepatyczna.

B: Owszem. Wiele razy tego żałowałem.[zrobił skrzywianą minę] Szczególnie, gdy zapisałeś się do tego seminarium. Ble. To dlatego wyjechałem. Nie mogłem znieść twojej dobroci. To twoja wina!
M: Nie wywołasz u mnie poczucia winy. Nie tym razem.

Jedną nogą już byłem we śnie.

B: Zmieniłeś się.[Brian był zdezorientowany]

Uśmiechnąłem się kątem ust.

Podszedł do wolnej sofy zrzucił poduchy i położył się spać. Zasnął szybko. Ja natomiast miałem bardzo niespokojny sen i budziłem się co chwilę. Wiedziałem, że rano czeka mnie niezła corrida z Brajanem w roli głównej :/

Niech Moc będzie ze mną !!!