piątek, 29 października 2010

Vampires Suck!

Oh my k***a Boże!!!

Chodzi o parodię Sagi Zmierzch!

Zgadzam się w stu %, że niektóre tematy są nadużywane. Sama saga Zmierzch jest za długa o kilkadziesiąt/set stron za długa. Nieuniknione też było, by powstała parodia. Niepotrzebnie. Oryginał wystarczająco się skompromitował.

Film jak każda parodia ani trochę mnie nie śmieszyła. Jest dla mnie smutne, jak reżyserzy nisko upadają by ośmieszyć oryginał. Nie obyło się bez kilku półnagich ciał mięsistych facetów :P Dwoje z nich było do schrupania :D

Ale obiektywnie rzecz biorąc, parodia osiągnęła swój cel. Wszystko co można było wyśmiać, zostało wyśmiane.

Wszystkim, którzy przeczytali całą sagę, polecam tą parodię. Jest to pozycja obowiązkowa. Mimo, że ma się nie podobała :P

wtorek, 26 października 2010

Update 2.0

DeDe dostał pracę w Poznaniu i wraca do Polski na stałe. Leci dzisiaj tylko pozamykać sprawy w Liverpool'u

:D

Update

Co u mnie?

Nic wielkiego.

Od 1go Listopada będę miał cały etat. Młody się wyprowadza. DeDe miał dzisiaj rozmowę w sprawie pracy tu w Polsce. Szkolenie na wózki poszło nawet nieźle. Gdy dyrektor podpisze wewnętrzne pozwolenie, dostanę stówkę do wypłaty. W listopadzie będą podwyżki u mnie w pracy.

Jak już mówiłem, nic wielkiego!

:D

sobota, 16 października 2010

No Time

Uprzedzam kochani, że w najbliższym czasie może nie ukazać się żaden wpis. A to dlatego, gdyż w pracy będę miał sajgon. Maraton, szkolenia, badania kontrolne dotyczące poszerzenia obowiązków. Na dodatek przerzucam wszystkie dane z jednego lapka, na drugi. Czeka mnie jeszcze format dysków i sprzedaż starego lapka. Kupca już mam :P

Tyle.

czwartek, 14 października 2010

Pogięło mnie!!! Shopping!

Max: Normalnie mię pogięło!!!
Pietro: Nie jestem obiektywny. W końcu mam rezerwację w psychiatryku pokój obok :P
Max: Tyż prawda.
Brian: Ja potwierdzę! Jesteś pojebany! A o co chodzi?

No właśnie.

Ostatni zaczął mi szwankować laptop. Coraz częściej. Myślałem i myślałem, bardzo intensywnie. U mnie to nic dobrego nie wróży :P Decyzję podjąłem wczoraj w nocy usiłując zasnąć. Rano, nie zdążyłem zapomnieć planu, więc wprowadziłem go w życie. Poszedłem do banku, wziąłem kredyt gotówkowy i pojechałem z pietrem na zakupy.

Upatrzyłem sobie taniego i dobrego laptopa i osprzętowanie do niego. A że myślenie wyszło mi nie najgorzej, wziąłem trochę gotówki na zapas i kupiłem sobie kurtkę na zimę i buty wizytowe. Mam jeszcze siano na upatrzoną od dawna konodę z szufladami.

Jak się bawić, to się bawić. Drzwi rozjebać, okno wstawić! :D

Pogięło mnie :P

środa, 13 października 2010

Joke

Masażysta poszukiwany na gwałt :P


Dosłownie i w przenośni.

Każdy ma swoje potrzeby. Od dawna dążę do równowagi. Praca i wysiłek fizyczny powinien być równoważony przez zabawę, relax i inne przyjemności. Jako, że mam pracę fizyczną i do tego chadzam na siłownię, Moje mięśnie od dawna, coraz bardziej domagają się masażu!!! Wydawać pieniądze na salon masażu zamierzam dopiero w ostateczności(np. gdy nie będę mógł już ruszać kończyną). A ostatni masaż miałem 8 marca 2007. Nie dlatego, że to był Dzień Kobiet, ale dlatego, że to była jedna z najprzyjemniejszych randek jakie miałem :P \

Wracając do potrzeb, to randka też by mi się przydała.Czasem się śmieję, że potrzebuję alkoholu, masażu i sexu, A najlepiej sexu z pijanym masażystą :P Na chwilę obecną wykluczam tylko alkohol :D

Niestety nie potrafię się sam zrelaksować cieleśnie. Potrafię oczyścić umysł, lecz jeżeli chodzi o ciało, to mam jakąś blokadę :( Stąd się bierze moja nieustanna potrzeba masażu. I co ja mam zrobić? Niektórzy twierdzą, że masturbowanie się pomaga. Nie mi. Gdyby mi pomagała, nie pisałbym tego co teraz czytacie. A nie ukrywajmy, każdy potrzebę masturbacji. Faceci w szczególności! Ten, kto zaprzeczy, kłamie!

Ktoś chętny mnie wymasować???? :P

wtorek, 12 października 2010

James Franco

Prześliczny aktor znany przede wszystkim z trylogii Spider-Man jako Harry Osborn

Ja co prawda nie znam go z innych filmów ale planuję nadrobić zaległości w najbliższym czasie.




Siłka. Znowu :P

Mając dzień wolny postanowiłem go mądrze spożytkować. 
Najpierw kilka ćwiczeń na mięśnie rąk i brzucha, i tradycyjnie bieżnia.

Po kilku ostatnich treningach stwierdziłem, że znam już swoje limity jeżeli chodzi o dystans. Potrafię przebiec 6,5km w 30min. Nie panuję natomiast nad tętnem. Nawet do 190 (byłem wtedy na kacu). Tętno 180 to dla mnie normalka. Postanowiłem coś z tym zrobić. Dziś założyłem sobie że tętno nie przekroczy 165. w 25min przebiegłem 4,78km. Trochę mniej niż zawsze, ale sercowe założenie spełniłem w 99% :D

Jestem zajebisty!!!

Teraz plan na najbliższe treningi, to przebiegać coraz to więcej przy stałym pulsie.

3majcie kciuki :D

P.S.

Zauważyłem też zależność między mijającymi mnie przystojniakami w wzrostem pulsu o 3 punkty :P

Kino 21 - Jedz, Módl się, Kochaj.



Niewiele grają ciekawych rzeczy w październiku, więc zdecydowałem za nas obojga, że z Pietrem pójdziemy właśnie na ten film. Rzadko chodzimy na obyczajowe. Na film ciągnął mnie zawsze przecudny uśmiech Julii Robrts!!!

Film rewelacyjny. Przypominał trochę "Pod słońcem Toskanii", ale jeszcze lepszy!!! Zawsze piękna Julia Roberts, i przez kilka chwil przeuroczy James Franco, a także reszta ekipy pokazali świetną grę aktorską. Muzyka idealnie wpasowała się w film.

Liz, główna bohaterka, zagubiona w życiu wyrusza w roczną podróż po świecie, i odnajduje na nowo sens życia. Po części, moje ostatnie półtora roku w dużej mierze przypominało jej podróż. Choć ja nie zwiedziłem pół Świata, czego jej zazdroszczę. No i nie miałem romansu z James'em Franco, za co mógłbym zabić :DDD

Piękny film. Dający do myślenia. Ale także daje wiele nadziei tym, którzy są zagubieni w życiu.

Polecam wszystkim.

poniedziałek, 11 października 2010

Gdzie ten czas???

 Byłem wczoraj na popołudniówce w pracy. Kierownik zadał mi jedną ważną, złożoną rzecz do zrobienia, która miała mi zająć trochę czasu. Nie było to nic ciężkiego, więc powoli wziąłem się do roboty.

Nim się obejrzałem był już półmetek mojej zmiany, czyli czas na przerwę :P Przysługuje mi pół godziny przerwy, ale na popołudniówkach przeciągam sobie do 45min, bo nikt mnie nie pilnuje, a z robotą i tak się zawsze wyrobię :P

Był to trzeci i ostatni dzień z rzędu. teraz mam kilka dni wolnych znowu :P Zawsze w ostatni dzień z rzędu czas mi się dłuży masakrycznie. Dlatego w szoku byłem jak mi wczoraj czas zleciał :D

Tak lubię :DDD

P.S. Wkleiłem fotki, do dwóch poprzednich wpisów. Zerknijcie :P

piątek, 8 października 2010

Starych ni ma, chata wolna, łoj byndzie bal :P

Brian: Ale też bal. Nie ma jeszcze 20ej, a ty już w pidżamie siedzisz.
Max: To przypomnij sobie, co robiłem przez ostatnią godzinę.
B: Zjadłeś kolację, wziąłeś długą kąpiel, a teraz pijesz tanie wino z Tesco. No i przymierzasz się do Epoki Lodowcowej 2.
M: Tylko trochę dolina, że mam popołudniówki.
B: Nic nie poradzisz :P Gdzie oni w ogóle pojechali?
M: Do dziadków na wieś, bo Chrzestny z żoną jechali na wesele do Stolicy.
B: No i krzyż na drogę. Polej wina.
M: Sam se polej. W lodówce jest.

A tak poza tym, to dziękuję Yomos'ie za fotki!!!

czwartek, 7 października 2010

SOS Ziemia

Jakiś czas temu Młody oglądał u kumpla film dokumentalny Discovery pod tytułem Home. Po polsku SOS Ziemia.

Film rozwalił mi system. Opowiada o planecie Ziemi, jak wyglądała przed pojawieniem się człowieka, i jaki mamy wpływ na planetę. Podawane są jedynie fakty i cyfry. To przerażające, jak destrukcyjny wpływ mamy na cały glob. Film ma 118 min. Przez pierwsze 103 min oglądacz popada w depresję. Zaczyna się zastanawiać jak mogliśmy dopuścić do takich zniszczeń. Przez kolejne 10 min nastawia widza pozytywnie. Pokazane są ogromne wynalazki mające ulżyć naturze. Elektrownie wiatrowe i słoneczne. Padają też słowa, że mamy jeszcze czas by naprawić wyrządzone szkody. Daje nam nadzieję, i wiarę w poprawę. Ostatnie 5 min to napisy i kwintesencja najpiękniejszych widoków z całego świata.

To co w tym filmie jest takie wyjątkowe, to zabójcze widoki, nakręcone super-sprzętem. Nie ma ani jednego ujęcia przerobionego komputerowo. Wszystkie ujęcia, to samo życie. Drugą rzeczą jest rewelacyjna muzyka, która steruje emocjami widza.

Jeżeli będziecie mieli kiedykolwiek możliwość obejrzenia tego filmu, nie wahajcie się.

Mną film wstrząsnął.

środa, 6 października 2010

King of Ice

To, że Fellow upadło bardzo nisko, wiedziałem od dawna, ale to...

Co jakiś czas mam tak, że wchodzę na Fellow i Romka, przeglądam kto jest aktualnie dostępny i zostaję zalogowany przez dłuższą chwilę.

Dziś napisał do mnie pewien chłopak. Pogadałem z nim chwilę i zaproponował spacer po Cytadeli. Już od dawna się wybierałem na spacer tam, i jakoś się nie składało. Poza tym minęły wieki odkąd ostatni raz umówiłem się z kimś spontanicznie. Zgodziłem się. Pojechałem.

Wyglądał nie najgorzej. Gdy się uśmiechnął był nawet pociągający. Ale...

Jeszcze nigdy nie spotkałem tak zimnego człowieka!!!

Brian: Jak zwłoki??? :P
Max: Zwłoki to przy nim rozgrzane do białości węgielki!

Mówił, że jest asertywny. On miał absolutnie gdzieś co ludzie o nim myślą. Nie dbał o innych. Nie miał i nie chciał mieć żadnych znajomych.

Brian: Król Lodu???
Max: Raczej Królowa. I nie! Królowa śniegu to przy nim ciepła, kochająca matula.

Nie powiedział słowa o sobie. Kierował rozmowę na ciężkie tematy, a potem marudził, że mam zmienić temat. Lżejszy temat. Namawiał mnie, że mam zaangażować się w politykę, bo tak zachowuje się prawdziwy obywatel.

Brian: Co on? Popieprzony???
Max: Nie! Student socjologii!
Brian: To wiele wyjaśnia.

Chciał w pewnym momencie iść w ciemne zaułki. Odmówiłem. Modliłem się cały czas, by nie zebrało mu się na miętę. Jak słowo daję. On chyba czegoś ode mnie oczekiwał. Robiłem wszystko by do tego nie doszło.

Brian: Buka???
Max: O! Blisko!

Zdarzały mi się okresy, kiedy byłem wyprany z emocji. Zimny w stosunkach międzyludzkich. Sarkastyczny, nawet wredny. Ale ON...

Może nie był wredny. W rozmowie wyszło coś o rycerzach. Rzeczywiście. Był zimny i zamknięty w sobie. Okropne. No i w niczym się nie zgadzaliśmy. Mieliśmy zupełnie inne poglądy co do absolutnie wszystkiego.
Był też asekurancki, co do wszystkich tematów. Chciał wiedzieć wszystko. Wyciągał ode mnie informacje, nie dając nic w zamian.

Masakra!!!

Mówił też, że lubi się przytulać. Ciekawe tylko, kto chciałby się przytulać z lodowym posągiem.

poniedziałek, 4 października 2010

Dzień wolny

W moim domu nie ma takiego pojęcia :/

W sobotę na przykład, gdy obudziłem się rano, miałem plan posprzątać swój pokój dogłębnie. Po czym Mariolka zadała pytanie:

Mariolka: A może weźmiesz się za sprzątanie mieszkania?
Max: Idę na siłownie.

Po czym wyszedłem. Mariolka wyszła z domu chwilę przede mną. Szła do fryzjera. Ja pojechałem na siłkę, przebiegłem 6,5km wróciłem do domu, zdążyłem wypić pół kawy, a Mariolka dopiero wróciła od fryzjera.
Ja posprzątałem swój pokój. Mariolka oczywiście męczyła mnie, bym posprzątał resztę też. Nie zgodziłem się.

Niedziela jest dniem świętym. W końcy pochodzę z katolickiej, bardzo religijnej rodziny. Ale dzisiaj oczywiście, znowu mam misję posprzątać mieszkanie. Pierdole. Nie robię.

Jutro z kolei już Ojciec wymyślił, że weźmie mnie i Młodego na działkę, by przesadzić cztery tuje. Oczywiście nie pytał się nam o zdanie, jakie mamy plany. To, że mamy wolne, uprawnia go do decydowania za nas.

Z JAKIEJ K***A RACJI ?!?!?!?!

Nie ma dla nich znaczenia, że ja chcę chodzić na siłkę i na basen, bo płacę grube siano za to. Moje plany nie maja dla nich żadnego znaczenia. A mój stan psycho-fizyczny tym bardziej.

Nie mogę się doczekać by wyprowadzić się z chaty. Tylko kiedy to będzie?????????

niedziela, 3 października 2010

Koniec końców... skończyłem

Tłukło mi się to po głowie już kilka dni.

Ostatnio kilka spraw robi mi sajgon zamiast mózgu. Dlatego tak mało pisałem. Nie potrafiłem się skupić nad niczym.

Ale najpierw. Szukałem porównania na moją sytuację z terapią. Myślałem tęgo, aż w końcu wymyśliłem. Przez całe moje życie poruszałem się jakbym miał połamane wszystkie kości. Decydując się na terapię, Lois Wsadziła mnie w gips i wyleczyła wszystkie kości. Bolało jak diabli. Teraz jestem już wyleczony, i nauczyłem się poruszać w całym tym gipsie. Nadszedł jednak czas zdjąć gips, odrzucić kule i ruszyć przez życie dalej. Wszystko ładnie, pięknie, gdyby nie to, że cholernie się boję, że się przewrócę i znowu połamię. Wiem, że strach jest wyolbrzymiony, a upadek, nieunikniony. Cóż. Trzeba spróbować i poczuć to na własnej skórze

A wracając do sprawy.

Na początku tygodnia byłem umówiony do Lois na terapię. Zaspałem jednak, gdyż dzień wcześniej zachlałem pałę z Chłopcem z Blizną i z Lucy. Niemal zaspałem do pracy na 14-tą :P Mniejsza z tym. Musiałem się skontaktować z Lois w sprawie mojej nieobecności. Nie przyszło mi to łatwo, gdyż coś mi chodziło po głowie. Teraz już wiem. Postanowiłem, że to koniec terapii. Był to zbieg okoliczności. Znak z nieba, żeby skończyć. Taka próba generalna. Postanowiłem, że pod koniec roku jeszcze do niej wpadnę. Zdać relację jak mi się żyje bez wspomagania. 

Wy pewnie dowiecie się jako pierwsi.

Na razie tyle.

Pa.

Sny

Ostatnio miewam pokręcone sny.

W czwartek, po urodzinach Mariolki byłem obżarty. Byłem też po jednym piwie. W nocy śniło mi się, że jestem ratownikiem, na jeziorze, które w połowie jest zamarznięte. Na dodatek potrafiłem latać.

W piątek wypiłem sobie na sen dwa piwka, które do dzisiaj zalegają w lodówce. Śniło mi się, że jestem płatnym zabójcą i byłem wplątany w intrygę z czarnoksiężnikami. I akcja częściowo działa się na miejskim stadionie Lecha.

Wczoraj też wypiłem sobie dwa piwka na wieczór. Śniło mi się że rzucam się z kimś w supermarkecie wszystkim, co popadnie, byle narobić większego bałaganu.

Muszę przestać piwkować przed snem :P

piątek, 1 października 2010

Bla Bla Bla

Byłem ostatnio na siłowni. Nic w tym dziwnego gdyby nie to, że już drugi dzień mnie mięśnie brzucha bolą. Szczególnie jak się śmieję.

Wczoraj mieliśmy gości. Mariolka miała urodziny więc zjechała się najbliższa rodzinka. Wujek miał taką głupawkę, że kwiczeliśmy ze śmiechu. I to jeszcze na trzeźwo. Bo faceci zmotoryzowani, Tomson na mecz, a Ciotka do pracy.
Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów było tak wesoło na trzeźwo. Ja mogłem pić, ale się trochę objadłem.

Jutro znowu się przejadę na siłownie. Trzeba trochę pomęczyć swoje ciało. Ostatnio przebiegłem 6,17km. To chyba podpada pod masochizm już :P

Trochę bełkocę.

Idę po piwo :D

Kino 20 - Salt

Niezbyt miałem czas opisać co się działo ostatnio :P

W środę, mając U.Ż. postanowiłem wykorzystać dzień w pełni. Poszedłem do Pietra do pracy. Miał zmianę z Dzieckiem Oświęcima. Ta przyniosła ciasto, które sama zrobiła. Przepyszne. Padło pytanie:
Pietro: Idziesz z nami do kina?
Max: Na co?
Pietro: Salt.
Max: A co mi tam. Idę!

Generalnie, nie chciałem iść na to do kina, ale cóż. Dziecko Oświęcima załatwiła jeden bilet za free z Orange'a.

Ubaw był po pachy. Dz.Oś, jako blondynka, nie wszystko kapowała i co chwilę musieliśmy jej tłumaczyć o co chodzi, kto jest po której stronie i takie tam. 

Co się tyczy filmu. Jak na film szpiegowski, jestem zachwycony. Intryga trochę zawiła, ale nie za bardzo. Akcja toczyła się sprawnie. Było kilka niespodzianek. Koniec był przemyślany i optymistyczny.

Rewelacja.

Polecam.