piątek, 3 grudnia 2010

Pierd****a komunikacja miejska!!!

Gdybym dorwał dzisiaj Demonicznego motorniczego, to przegryzł bym mu krtań. Mimo, że w żaden sposób nie zawinił. Po prostu oberwało by mu się za całą komunikację :P

Po pracy poszedłem na zakupy. Dostałem bony z pracy więc postanowiłem kupić prezenty. Z torbą pełną zakupó poszedłem na przystanek i musiałem czekać 20 min na tramwaj. W połowie odległości między pierwszym a drugim przystankiem(a jadę zawsze 3/4 trasy), tramwaj zaczął się dymić i stanął w szczerym polu. Trzeba było iść 200m po kolana w śniegu do kolejnego przystanku, by się przesiąść na autobus. Tam też czekałem 20 min. nim przyjechał. A że tylko jeden bus mi pasował, który jechał przez całe miasto, jechałem 45min, zamiast 20u.

Szlag mnie trafiał.

Mam dość.

Kino 22: Harry Potter i Insygnia Śmierci

Poszliśmy w siedem osób. Brooke, Pietro, Dziecko Oświęcima, Stach, dwie inne dziewczyny i ja. Było wesoło.

Brooke mówi, że się wynudziła na filmie. Ja z kolei jestem zachwycony filmem. Chociaż uczciwie przyznaję, że sam film oceniłbym na 5(z 10), ale ważniejsze dla mnie było odwzorowanie książki. I za to daję 10, a nawet 11 :D

Ogólna ocena filmu: 7,5.

Co tu dużo mówić...

Tyle.

Brooke przywiozła zimę

Do wtorku było w miarę do wytrzymania. Zaczynał padać śnieg, ale temperatury nie były zbyt niskie. Dopiero w środę przyszły masakryczne mrozy. Razem z pojawieniem się Brooke w Mieście Koziołków.

Stwierdzam, że czas spędzony w dobrym towarzystwie leci zbyt szybko. Nawet nie wiem kiedy mi minęły te dwa dni. Obejrzeliśmy kilka horrorów, byliśmy w kinie, odwiedziliśmy kawiarnię i pub. i wypiliśmy po kilka drinków na bazie Martini :D

Czas spędzilibyśmy jeszcze lepiej, ale ten mróz odbierał nam siły i ochotę.

Ale co tam. Było wesoło i to się liczy!!!

sobota, 20 listopada 2010

Praca/Płaca

W jednej z moich poprzednich prac(restauracja) poznałem pewnego Rysia. Fajny facet. Sympatyczny i charakterystyczny. Zawsze gdy wychodził bon "Pizza Calzone", pieklił się, wyzywał, kopał wiaderka i klął:

"Jak te pierd***ne Robocopy!!!"

Zawsze się z niego śmiałem. Dzisiaj poczułem się jak taki Robocop. Było nas dzisiaj czworo w pracy, a ja musiałem wykonywać zadania za trzech. Drwal ściemniał, Janką trzeba kierować, a ja nie miałem czasu, a Stara Raszpla robiła dziesięć rzeczy na raz i nie zrobiła nic, i jeszcze tylko wkurwiała ludzi. A jeszcze na koniec przyszła Seniorka i za wszystko co było nie tak, zjeba dostała się mnie :/
Why?
Bo jestem najbardziej zaangażowanym pracownikiem na tej zmianie. Problem w tym, że mam dość dostawanie po dupie za to co robią inni. Staram się, ale nic z tego nie mam. Tylko nerwy. Zjeba zawsze dostaje się najlepszym. W związku z tym postanowiłem jutro porozmawiać z moim kierownikiem, że mam tego dość. Nie mam zamiaru się zaharowywać, tym bardziej, że nie idzie za tym żadna konkretna płaca. Będę walił ściemę jak inni.
Koniec

piątek, 19 listopada 2010

Good News - Będą Święta :P

W pracy usłyszałem rewelacyjną wiadomość. Każdy kto przepracował ponad miesiąc dostanie bony na święta o wartości co najmniej 600 zł!!! :D Brutto oczywiście :P
Cieszy mnie to tak bardzo gdyż nie było pewne, czy ci, którzy nie mają przepracowanego pełnego roku dostaną pełną kwotę. Ja pracuję od marca więc, wiecie czemu się obawiałem.

W listopadzie tak kiepsko wyglądam finansowo, że już szukałem innych sposobów na dodatkowy zarobek...

Jak wygląda koń, każdy widzi :D

Oglądam dziś Ally McBeal. Koleś pozwał restaurację francuską, gdzie zjadł koninę. Prześmieszne.

A propos koni.

Mam ochotę pojeździć konno. Pokłusować w dal.

 Jakiś chętny??? :D

czwartek, 18 listopada 2010

Kino 22 ???

Mieliśmy wczoraj iść do kina z Pietrem i Dzieckiem Oświęcima. Ja i Pietro chcialiśmy iść na Paranormal Activity 2, lecz D.Oś. nie chciała. Ona chciała na Niepowstrzymanego, my nie. Po pół godzinie namyślania się, nie mogliśmy dojść do konsensusu, więc poszliśmy do Pietra i obejrzeliśmy "Plagę" z Hilary Swank. Rewelacyjny film! Polecam.

Na 1go grudnia jestem już umówiony z Brooke, Pietrem, D.Oś, i kilkoma jeszcze osobami na wypad na Harrego Pottera. Szykuje się grupowa wycieczka do kina. Jak za szkolnych czasów :P

poniedziałek, 15 listopada 2010

Mojito party, kac morderca i szkolenie BHP

W sobotę byłem u Pietra na mojito party. Było pysznie. Byli też: Dziecko oświęcima, Karpiu, Karpica, Dorian i kilku innych kumpli Pietra. Dorian w pewnym momencie miał taką gadkę, że wszyscy kwiczeliśmy ze śmiechu. Karpiu z dziewczyną w pewnym momencie gadali o małżeństwie.

Karpica: W naszym domu nie będzie rozwodu. Co najwyżej pogrzeb!

Jaja nie z tej Ziemii :D

W niedzielę pół dnia przespałem. Jak się wraca o 6ej nad ranem to tak już bywa :P Cały dzień się leniłem, ale czułem się względnie dobrze. Nie czułem kaca.

Dzisiaj miałem szkolenie BHP o 9ej. Niemal nie zaspałem. Gdy na miejscy się przebudziłem, tak mnie łeb nap... Napadowe bóle głowy miałem. Pierwszy był kurs pierwszej pomocy przez 1h. Miałem takie nudności, że modliłem się by opanować swe ciało i odruchy. Druga godzina to PPOŻ. Nudności zmalały, ale ból głowy się pogorszył. Następnie 4h BHP i nudności w końcu minęły. Zaczęła mnie za to dupa boleć od siedzenia. Głowa bolała już tylko przy gwałtownych ruchach i przy śmianiu się. Wspomniałem już że szkolenie było sympatyczne i bardzo wesołe? Wspominam! Na koniec Szkoleniowiec puścił filmik parodiujący horror i wytykający wszystkie błędy w przestrzeganiu BHP. Krew lała się strumieniami. Ja dziękowałem Bogu, że minęły mi już nudności. Pokolorowałbym cało salę :P

Głowa mnie jeszcze boli. Mam tylko nadzieję, że juto już będzie dobrze :D

piątek, 12 listopada 2010

Nawiedzony kot

Halloween było dwa tygodnie temu, ale to wczoraj mieliśmy nalot nawiedzonego kota. Z samego rana, gdy starzy wyjeżdżali na działkę, do mieszkania wleciał nam czarny kot. Błyskawicznie myknął nam między nogami i schował mi się za sofą. Pół godziny próbowaliśmy go wygonić z mieszkania. Za każdym razem bdy był już w drzwiach wejściowych, udawało mu się z powrotem czmychnąć. Wku***łem się nie na żarty i mopem brutalnie go wykopałem.

Wyszedłem na miasto by tradycyjnie, jak co roku zjeść rogala marcinskiego na mieście. Odwiedziłem też Pietra w pracy. Gdy wróciłem do domu, tan sam kot siedział w narożniku klatki schodowej. Gdy odkluczałem mieszkanie, widziałem jak ten piekielny kocur szykuję się już do biegu. Jak dostał z buta to poleciał przez 9 stopni jak ptak.

Tak, tak, jestem okrutny. No i...?

środa, 10 listopada 2010

Organizacja pracy

Dwa tygodnie temu miałem szkolenie a propos poszerzania kwalifikacji. Egzamin miał się odbyć wczoraj. Jednak organizatorzy przesunęli sobie na 15go i 16go, ale w Mieście Strajków, gdzie jest otwierana filia mojej firmy. Wtedy ja musiałbym jechać 16go, bo 15go mam BHP. Buś(przemianowany ostatnio na Drwala) natomiast musiałby jechać 15go, bo 16go nikogo nie byłoby w pracy. Na to Dyrektor się wkurwił, i powiedział, że DO ŻADNEGO MIASTA STRAJKÓW NIE POJEDZIEMY!!! W trybie natychmiastowym organizuje egzamin u nas na miejscu, i na dodatek chce przeszkolić więcej osób.

Mimo, że jest u nas od miesiąca i wprowadza jakieś radykalne nieżyciowe zmiany, to jeżeli chodzi o pracowników i ich rozwój, jest ZAJEBISTY. To dzięki jego zgodzie dostałem po 7 miesiącach cały etat.

Jeżeli już jestem w temacie pracy, to ostatnio wybraliśmy się z Drwalem, Lucy i Mariką na piwo po pracy. Kiedy Marice wyznałem, że miałem ostatnio okazję po raz kolejny wziąć udział w trójkącie i spasowałem, orparła

Marika: Ale dupy da... NIE DAŁEŚ!!!

Swoją drogą fajne uczucie jest ryć heterykowi w głowie. Drwal uważa się za 100% faceta. Oczywiście mówi, że ma dużego. Podpuszczam go, żeby pokazał. Gdy zapytał się jak to jest robić komuś loda... HAHAHA! Podpuszczaliśmy go z dziewczynami, by zawiązał sobie oczy i po kolei go obsłużymy. Nie zauważyłby różnicy, lub też bardziej by mu się podobało moje wykonanie :P Spanikował!!!

Mam z niego taką brechtę, że głowa mała!!! Jeżeli kiedykolwiek będziecie mieli okazję namieszać heterykowi w głowie... Nie wahajcie się! Ubaw po pachy murowany!!!

sobota, 6 listopada 2010

Ciotodrama w pracy

Jak wszędzie, nie jestem w stanie uciec przed tym tematem. Powszechnie wiadomo, że u mnie w pracy jest kilku gejów.

Kilka razy piłem z Lucy. Ona upewniła mnie, że jej przyjaciel, Erni jest gejem, Szokiem było gdy dowiedziałem, że jego ex też u nas pracuje. Ostatnio szedłem przez firmę zarem z Busiem i Chłopcem z Blizną, i zauważyłem, że Ex Erniego się na nas gapi. Buś uświadomił mi, że nie patrzy się na nas, tylko na mnie. Byłem w szoku. Od jakiegoś czasu obserwowałem E.E. i on rzeczywiście ma na mnie przyczajkę i to niezłą!!! Wszystko ładnie pięknie, ale to Lucy powiedziała, iż to dupodajka z poznańskiej V.

Erni natomiast to ciacho niesamowite i zawsze uśmiechnięty. Na dodatek aktyw. Jest to jednak typ faceta, który zawsze jest z kimś. Nigdy sam.

W pracy jest też jeszcze kilku innych gejów, lecz żaden nie wart mojej uwagi. Za starzy, albo zbyt ciotowaci.

Pracując w tak dużej firmie, nie można uniknąć plotek na temat niuansów miłosnych każdego z gejów. Telenowelę można by napisać.

Czy na tym świecie nie ma już normalnych gejów?????
Nie licząc Erniego. On jest spox!

:D

czwartek, 4 listopada 2010

Coś śmiesznago

Zapracowany

Od 1go Listopada pracuję już na cały etat. W sumie od 2go :P

Wszystko ładnie pięknie, tylko że zmęczenie daje we znaki. Nie ma jednak tego złego... Ostatnio mój kierownik powiedział mi, że od Seniority się dowiedział, że u Dyra mam plusy :D Było w to dzień, kiedy miałem popołudniówkę, dyro cały dzień łaził i wkur**ał ludzi, a o 20:00 przyjechał Dyrektor Regionalny razem z Dyrem Ogólnopolskim. Musiałem zapierdalać jak taki motorek, a Dyro to zauważył.

Zrobiło mi się miło. Tym bardziej, że Kierownik, Fracek również mnie chwalił. Powiedział, że z naszego działu / naszej szóstki może polegać tylko na mnie i Mózgowcu.

Jak to miło usłyszeć takie słowa!!!

piątek, 29 października 2010

Vampires Suck!

Oh my k***a Boże!!!

Chodzi o parodię Sagi Zmierzch!

Zgadzam się w stu %, że niektóre tematy są nadużywane. Sama saga Zmierzch jest za długa o kilkadziesiąt/set stron za długa. Nieuniknione też było, by powstała parodia. Niepotrzebnie. Oryginał wystarczająco się skompromitował.

Film jak każda parodia ani trochę mnie nie śmieszyła. Jest dla mnie smutne, jak reżyserzy nisko upadają by ośmieszyć oryginał. Nie obyło się bez kilku półnagich ciał mięsistych facetów :P Dwoje z nich było do schrupania :D

Ale obiektywnie rzecz biorąc, parodia osiągnęła swój cel. Wszystko co można było wyśmiać, zostało wyśmiane.

Wszystkim, którzy przeczytali całą sagę, polecam tą parodię. Jest to pozycja obowiązkowa. Mimo, że ma się nie podobała :P

wtorek, 26 października 2010

Update 2.0

DeDe dostał pracę w Poznaniu i wraca do Polski na stałe. Leci dzisiaj tylko pozamykać sprawy w Liverpool'u

:D

Update

Co u mnie?

Nic wielkiego.

Od 1go Listopada będę miał cały etat. Młody się wyprowadza. DeDe miał dzisiaj rozmowę w sprawie pracy tu w Polsce. Szkolenie na wózki poszło nawet nieźle. Gdy dyrektor podpisze wewnętrzne pozwolenie, dostanę stówkę do wypłaty. W listopadzie będą podwyżki u mnie w pracy.

Jak już mówiłem, nic wielkiego!

:D

sobota, 16 października 2010

No Time

Uprzedzam kochani, że w najbliższym czasie może nie ukazać się żaden wpis. A to dlatego, gdyż w pracy będę miał sajgon. Maraton, szkolenia, badania kontrolne dotyczące poszerzenia obowiązków. Na dodatek przerzucam wszystkie dane z jednego lapka, na drugi. Czeka mnie jeszcze format dysków i sprzedaż starego lapka. Kupca już mam :P

Tyle.

czwartek, 14 października 2010

Pogięło mnie!!! Shopping!

Max: Normalnie mię pogięło!!!
Pietro: Nie jestem obiektywny. W końcu mam rezerwację w psychiatryku pokój obok :P
Max: Tyż prawda.
Brian: Ja potwierdzę! Jesteś pojebany! A o co chodzi?

No właśnie.

Ostatni zaczął mi szwankować laptop. Coraz częściej. Myślałem i myślałem, bardzo intensywnie. U mnie to nic dobrego nie wróży :P Decyzję podjąłem wczoraj w nocy usiłując zasnąć. Rano, nie zdążyłem zapomnieć planu, więc wprowadziłem go w życie. Poszedłem do banku, wziąłem kredyt gotówkowy i pojechałem z pietrem na zakupy.

Upatrzyłem sobie taniego i dobrego laptopa i osprzętowanie do niego. A że myślenie wyszło mi nie najgorzej, wziąłem trochę gotówki na zapas i kupiłem sobie kurtkę na zimę i buty wizytowe. Mam jeszcze siano na upatrzoną od dawna konodę z szufladami.

Jak się bawić, to się bawić. Drzwi rozjebać, okno wstawić! :D

Pogięło mnie :P

środa, 13 października 2010

Joke

Masażysta poszukiwany na gwałt :P


Dosłownie i w przenośni.

Każdy ma swoje potrzeby. Od dawna dążę do równowagi. Praca i wysiłek fizyczny powinien być równoważony przez zabawę, relax i inne przyjemności. Jako, że mam pracę fizyczną i do tego chadzam na siłownię, Moje mięśnie od dawna, coraz bardziej domagają się masażu!!! Wydawać pieniądze na salon masażu zamierzam dopiero w ostateczności(np. gdy nie będę mógł już ruszać kończyną). A ostatni masaż miałem 8 marca 2007. Nie dlatego, że to był Dzień Kobiet, ale dlatego, że to była jedna z najprzyjemniejszych randek jakie miałem :P \

Wracając do potrzeb, to randka też by mi się przydała.Czasem się śmieję, że potrzebuję alkoholu, masażu i sexu, A najlepiej sexu z pijanym masażystą :P Na chwilę obecną wykluczam tylko alkohol :D

Niestety nie potrafię się sam zrelaksować cieleśnie. Potrafię oczyścić umysł, lecz jeżeli chodzi o ciało, to mam jakąś blokadę :( Stąd się bierze moja nieustanna potrzeba masażu. I co ja mam zrobić? Niektórzy twierdzą, że masturbowanie się pomaga. Nie mi. Gdyby mi pomagała, nie pisałbym tego co teraz czytacie. A nie ukrywajmy, każdy potrzebę masturbacji. Faceci w szczególności! Ten, kto zaprzeczy, kłamie!

Ktoś chętny mnie wymasować???? :P

wtorek, 12 października 2010

James Franco

Prześliczny aktor znany przede wszystkim z trylogii Spider-Man jako Harry Osborn

Ja co prawda nie znam go z innych filmów ale planuję nadrobić zaległości w najbliższym czasie.




Siłka. Znowu :P

Mając dzień wolny postanowiłem go mądrze spożytkować. 
Najpierw kilka ćwiczeń na mięśnie rąk i brzucha, i tradycyjnie bieżnia.

Po kilku ostatnich treningach stwierdziłem, że znam już swoje limity jeżeli chodzi o dystans. Potrafię przebiec 6,5km w 30min. Nie panuję natomiast nad tętnem. Nawet do 190 (byłem wtedy na kacu). Tętno 180 to dla mnie normalka. Postanowiłem coś z tym zrobić. Dziś założyłem sobie że tętno nie przekroczy 165. w 25min przebiegłem 4,78km. Trochę mniej niż zawsze, ale sercowe założenie spełniłem w 99% :D

Jestem zajebisty!!!

Teraz plan na najbliższe treningi, to przebiegać coraz to więcej przy stałym pulsie.

3majcie kciuki :D

P.S.

Zauważyłem też zależność między mijającymi mnie przystojniakami w wzrostem pulsu o 3 punkty :P

Kino 21 - Jedz, Módl się, Kochaj.



Niewiele grają ciekawych rzeczy w październiku, więc zdecydowałem za nas obojga, że z Pietrem pójdziemy właśnie na ten film. Rzadko chodzimy na obyczajowe. Na film ciągnął mnie zawsze przecudny uśmiech Julii Robrts!!!

Film rewelacyjny. Przypominał trochę "Pod słońcem Toskanii", ale jeszcze lepszy!!! Zawsze piękna Julia Roberts, i przez kilka chwil przeuroczy James Franco, a także reszta ekipy pokazali świetną grę aktorską. Muzyka idealnie wpasowała się w film.

Liz, główna bohaterka, zagubiona w życiu wyrusza w roczną podróż po świecie, i odnajduje na nowo sens życia. Po części, moje ostatnie półtora roku w dużej mierze przypominało jej podróż. Choć ja nie zwiedziłem pół Świata, czego jej zazdroszczę. No i nie miałem romansu z James'em Franco, za co mógłbym zabić :DDD

Piękny film. Dający do myślenia. Ale także daje wiele nadziei tym, którzy są zagubieni w życiu.

Polecam wszystkim.

poniedziałek, 11 października 2010

Gdzie ten czas???

 Byłem wczoraj na popołudniówce w pracy. Kierownik zadał mi jedną ważną, złożoną rzecz do zrobienia, która miała mi zająć trochę czasu. Nie było to nic ciężkiego, więc powoli wziąłem się do roboty.

Nim się obejrzałem był już półmetek mojej zmiany, czyli czas na przerwę :P Przysługuje mi pół godziny przerwy, ale na popołudniówkach przeciągam sobie do 45min, bo nikt mnie nie pilnuje, a z robotą i tak się zawsze wyrobię :P

Był to trzeci i ostatni dzień z rzędu. teraz mam kilka dni wolnych znowu :P Zawsze w ostatni dzień z rzędu czas mi się dłuży masakrycznie. Dlatego w szoku byłem jak mi wczoraj czas zleciał :D

Tak lubię :DDD

P.S. Wkleiłem fotki, do dwóch poprzednich wpisów. Zerknijcie :P

piątek, 8 października 2010

Starych ni ma, chata wolna, łoj byndzie bal :P

Brian: Ale też bal. Nie ma jeszcze 20ej, a ty już w pidżamie siedzisz.
Max: To przypomnij sobie, co robiłem przez ostatnią godzinę.
B: Zjadłeś kolację, wziąłeś długą kąpiel, a teraz pijesz tanie wino z Tesco. No i przymierzasz się do Epoki Lodowcowej 2.
M: Tylko trochę dolina, że mam popołudniówki.
B: Nic nie poradzisz :P Gdzie oni w ogóle pojechali?
M: Do dziadków na wieś, bo Chrzestny z żoną jechali na wesele do Stolicy.
B: No i krzyż na drogę. Polej wina.
M: Sam se polej. W lodówce jest.

A tak poza tym, to dziękuję Yomos'ie za fotki!!!

czwartek, 7 października 2010

SOS Ziemia

Jakiś czas temu Młody oglądał u kumpla film dokumentalny Discovery pod tytułem Home. Po polsku SOS Ziemia.

Film rozwalił mi system. Opowiada o planecie Ziemi, jak wyglądała przed pojawieniem się człowieka, i jaki mamy wpływ na planetę. Podawane są jedynie fakty i cyfry. To przerażające, jak destrukcyjny wpływ mamy na cały glob. Film ma 118 min. Przez pierwsze 103 min oglądacz popada w depresję. Zaczyna się zastanawiać jak mogliśmy dopuścić do takich zniszczeń. Przez kolejne 10 min nastawia widza pozytywnie. Pokazane są ogromne wynalazki mające ulżyć naturze. Elektrownie wiatrowe i słoneczne. Padają też słowa, że mamy jeszcze czas by naprawić wyrządzone szkody. Daje nam nadzieję, i wiarę w poprawę. Ostatnie 5 min to napisy i kwintesencja najpiękniejszych widoków z całego świata.

To co w tym filmie jest takie wyjątkowe, to zabójcze widoki, nakręcone super-sprzętem. Nie ma ani jednego ujęcia przerobionego komputerowo. Wszystkie ujęcia, to samo życie. Drugą rzeczą jest rewelacyjna muzyka, która steruje emocjami widza.

Jeżeli będziecie mieli kiedykolwiek możliwość obejrzenia tego filmu, nie wahajcie się.

Mną film wstrząsnął.

środa, 6 października 2010

King of Ice

To, że Fellow upadło bardzo nisko, wiedziałem od dawna, ale to...

Co jakiś czas mam tak, że wchodzę na Fellow i Romka, przeglądam kto jest aktualnie dostępny i zostaję zalogowany przez dłuższą chwilę.

Dziś napisał do mnie pewien chłopak. Pogadałem z nim chwilę i zaproponował spacer po Cytadeli. Już od dawna się wybierałem na spacer tam, i jakoś się nie składało. Poza tym minęły wieki odkąd ostatni raz umówiłem się z kimś spontanicznie. Zgodziłem się. Pojechałem.

Wyglądał nie najgorzej. Gdy się uśmiechnął był nawet pociągający. Ale...

Jeszcze nigdy nie spotkałem tak zimnego człowieka!!!

Brian: Jak zwłoki??? :P
Max: Zwłoki to przy nim rozgrzane do białości węgielki!

Mówił, że jest asertywny. On miał absolutnie gdzieś co ludzie o nim myślą. Nie dbał o innych. Nie miał i nie chciał mieć żadnych znajomych.

Brian: Król Lodu???
Max: Raczej Królowa. I nie! Królowa śniegu to przy nim ciepła, kochająca matula.

Nie powiedział słowa o sobie. Kierował rozmowę na ciężkie tematy, a potem marudził, że mam zmienić temat. Lżejszy temat. Namawiał mnie, że mam zaangażować się w politykę, bo tak zachowuje się prawdziwy obywatel.

Brian: Co on? Popieprzony???
Max: Nie! Student socjologii!
Brian: To wiele wyjaśnia.

Chciał w pewnym momencie iść w ciemne zaułki. Odmówiłem. Modliłem się cały czas, by nie zebrało mu się na miętę. Jak słowo daję. On chyba czegoś ode mnie oczekiwał. Robiłem wszystko by do tego nie doszło.

Brian: Buka???
Max: O! Blisko!

Zdarzały mi się okresy, kiedy byłem wyprany z emocji. Zimny w stosunkach międzyludzkich. Sarkastyczny, nawet wredny. Ale ON...

Może nie był wredny. W rozmowie wyszło coś o rycerzach. Rzeczywiście. Był zimny i zamknięty w sobie. Okropne. No i w niczym się nie zgadzaliśmy. Mieliśmy zupełnie inne poglądy co do absolutnie wszystkiego.
Był też asekurancki, co do wszystkich tematów. Chciał wiedzieć wszystko. Wyciągał ode mnie informacje, nie dając nic w zamian.

Masakra!!!

Mówił też, że lubi się przytulać. Ciekawe tylko, kto chciałby się przytulać z lodowym posągiem.

poniedziałek, 4 października 2010

Dzień wolny

W moim domu nie ma takiego pojęcia :/

W sobotę na przykład, gdy obudziłem się rano, miałem plan posprzątać swój pokój dogłębnie. Po czym Mariolka zadała pytanie:

Mariolka: A może weźmiesz się za sprzątanie mieszkania?
Max: Idę na siłownie.

Po czym wyszedłem. Mariolka wyszła z domu chwilę przede mną. Szła do fryzjera. Ja pojechałem na siłkę, przebiegłem 6,5km wróciłem do domu, zdążyłem wypić pół kawy, a Mariolka dopiero wróciła od fryzjera.
Ja posprzątałem swój pokój. Mariolka oczywiście męczyła mnie, bym posprzątał resztę też. Nie zgodziłem się.

Niedziela jest dniem świętym. W końcy pochodzę z katolickiej, bardzo religijnej rodziny. Ale dzisiaj oczywiście, znowu mam misję posprzątać mieszkanie. Pierdole. Nie robię.

Jutro z kolei już Ojciec wymyślił, że weźmie mnie i Młodego na działkę, by przesadzić cztery tuje. Oczywiście nie pytał się nam o zdanie, jakie mamy plany. To, że mamy wolne, uprawnia go do decydowania za nas.

Z JAKIEJ K***A RACJI ?!?!?!?!

Nie ma dla nich znaczenia, że ja chcę chodzić na siłkę i na basen, bo płacę grube siano za to. Moje plany nie maja dla nich żadnego znaczenia. A mój stan psycho-fizyczny tym bardziej.

Nie mogę się doczekać by wyprowadzić się z chaty. Tylko kiedy to będzie?????????

niedziela, 3 października 2010

Koniec końców... skończyłem

Tłukło mi się to po głowie już kilka dni.

Ostatnio kilka spraw robi mi sajgon zamiast mózgu. Dlatego tak mało pisałem. Nie potrafiłem się skupić nad niczym.

Ale najpierw. Szukałem porównania na moją sytuację z terapią. Myślałem tęgo, aż w końcu wymyśliłem. Przez całe moje życie poruszałem się jakbym miał połamane wszystkie kości. Decydując się na terapię, Lois Wsadziła mnie w gips i wyleczyła wszystkie kości. Bolało jak diabli. Teraz jestem już wyleczony, i nauczyłem się poruszać w całym tym gipsie. Nadszedł jednak czas zdjąć gips, odrzucić kule i ruszyć przez życie dalej. Wszystko ładnie, pięknie, gdyby nie to, że cholernie się boję, że się przewrócę i znowu połamię. Wiem, że strach jest wyolbrzymiony, a upadek, nieunikniony. Cóż. Trzeba spróbować i poczuć to na własnej skórze

A wracając do sprawy.

Na początku tygodnia byłem umówiony do Lois na terapię. Zaspałem jednak, gdyż dzień wcześniej zachlałem pałę z Chłopcem z Blizną i z Lucy. Niemal zaspałem do pracy na 14-tą :P Mniejsza z tym. Musiałem się skontaktować z Lois w sprawie mojej nieobecności. Nie przyszło mi to łatwo, gdyż coś mi chodziło po głowie. Teraz już wiem. Postanowiłem, że to koniec terapii. Był to zbieg okoliczności. Znak z nieba, żeby skończyć. Taka próba generalna. Postanowiłem, że pod koniec roku jeszcze do niej wpadnę. Zdać relację jak mi się żyje bez wspomagania. 

Wy pewnie dowiecie się jako pierwsi.

Na razie tyle.

Pa.

Sny

Ostatnio miewam pokręcone sny.

W czwartek, po urodzinach Mariolki byłem obżarty. Byłem też po jednym piwie. W nocy śniło mi się, że jestem ratownikiem, na jeziorze, które w połowie jest zamarznięte. Na dodatek potrafiłem latać.

W piątek wypiłem sobie na sen dwa piwka, które do dzisiaj zalegają w lodówce. Śniło mi się, że jestem płatnym zabójcą i byłem wplątany w intrygę z czarnoksiężnikami. I akcja częściowo działa się na miejskim stadionie Lecha.

Wczoraj też wypiłem sobie dwa piwka na wieczór. Śniło mi się że rzucam się z kimś w supermarkecie wszystkim, co popadnie, byle narobić większego bałaganu.

Muszę przestać piwkować przed snem :P

piątek, 1 października 2010

Bla Bla Bla

Byłem ostatnio na siłowni. Nic w tym dziwnego gdyby nie to, że już drugi dzień mnie mięśnie brzucha bolą. Szczególnie jak się śmieję.

Wczoraj mieliśmy gości. Mariolka miała urodziny więc zjechała się najbliższa rodzinka. Wujek miał taką głupawkę, że kwiczeliśmy ze śmiechu. I to jeszcze na trzeźwo. Bo faceci zmotoryzowani, Tomson na mecz, a Ciotka do pracy.
Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów było tak wesoło na trzeźwo. Ja mogłem pić, ale się trochę objadłem.

Jutro znowu się przejadę na siłownie. Trzeba trochę pomęczyć swoje ciało. Ostatnio przebiegłem 6,17km. To chyba podpada pod masochizm już :P

Trochę bełkocę.

Idę po piwo :D

Kino 20 - Salt

Niezbyt miałem czas opisać co się działo ostatnio :P

W środę, mając U.Ż. postanowiłem wykorzystać dzień w pełni. Poszedłem do Pietra do pracy. Miał zmianę z Dzieckiem Oświęcima. Ta przyniosła ciasto, które sama zrobiła. Przepyszne. Padło pytanie:
Pietro: Idziesz z nami do kina?
Max: Na co?
Pietro: Salt.
Max: A co mi tam. Idę!

Generalnie, nie chciałem iść na to do kina, ale cóż. Dziecko Oświęcima załatwiła jeden bilet za free z Orange'a.

Ubaw był po pachy. Dz.Oś, jako blondynka, nie wszystko kapowała i co chwilę musieliśmy jej tłumaczyć o co chodzi, kto jest po której stronie i takie tam. 

Co się tyczy filmu. Jak na film szpiegowski, jestem zachwycony. Intryga trochę zawiła, ale nie za bardzo. Akcja toczyła się sprawnie. Było kilka niespodzianek. Koniec był przemyślany i optymistyczny.

Rewelacja.

Polecam.

wtorek, 28 września 2010

"U,Żet," czyli "Pierdole, nie robie"

No to na tym byśmy zakończyli mój maraton w pracy :D

Zdenerwowałem się. Wypisałem wniosek na jutro i dałem kierownikowi, który dzisiaj dopiero wrócił z urlopu. Dał mi kilka ważnych misji do wypełnienia, więc zapierniczałem jak taki motorek cały dzień, a godzinę przed końcem, przyszła kierowniczka dyżurna i zaczęła mi wymyślać inne misje. Najgorsze jest to, że nie przyjmowała odmowy, bo ona jest najważniejsza. Głupota ludzka mnie przeraża. Zrobiłem co chciała, ale nie zdążyłem zrobić tego o co mnie kierownik prosił. Nie omieszkałem zostawić adekwatnej notatki na rano.

Ale teraz mam dwa dni wolnego, oraz wolny weekend więc wypoczną trochę. Po tych nerwach, co natraciłem przez cały poprzedni tydzień należy mi się.

W szafie czekają na mnie: litrowe Martini i dwie butelki wina :DDD Szykuje się udany wypoczynek :DDD

Może wkleję jutro jakieś fotki :P

poniedziałek, 27 września 2010

Maraton / Kurwica

Żyję i mam się dobrze.

Jeszcze.

Sorki, że tak dawno nie pisałem, ale nie mam ostatnio zbyt wiele czasu. Minął mi czwarty z sześciu popołudniówek. Roboty mam tyle, że musiałbym się potroić, żeby wszystko zdołać zrobić. W pierwszy dzień, byliśmy w trójkę, a tylko ja pracowałem, pozostali ściemniali, i na dodatek w następny dzień dostałem zjebę, że zostawiłem syf, mało zrobiłem, i ogólnie za całokształt. Myślałem, że wyjdę z siebie i stanę obok. Krzyczałem. Normalnie krzyczałem. Nie wyzywałem nikogo, nie miałem odpowiednich słów by to opisać. Z bezsilności wyłem. Ostatnio też dowiedziałem się, że wygraliśmy(mój dział) sierpniowy konkurs, i dostaliśmy po 200zł na łebka. Nawet nie miałem siły się cieszyć z tego. Minusem było jeszcze to, że mojego kierownika nie ma do jutra, a osoby zastępujące go tylko działały nam na nerwy. Ściemniacze ostatnio ściemniają jeszcze bardziej. Z tego wszystkiego, poszedłem wczoraj z Chłopcem z blizną na piwo, a skończyło się na czterech i nie pamiętam jak do domu wróciłem. Kac morderca też nie pomagał mi dzisiaj w pracy. Plusem jest tylko to, że trochę rozładowałem nerwy. Uspokoiłem się trochę. Bo już niewiele brakowało bym zaczął wszystkich gryźć.

Dość narzekania.

Pa

czwartek, 23 września 2010

Kino 19: The last Airbender



Film oparty na serialu animowanym. Wiadomo czego się spodziewać.

Ale krótko. Efekty, nie najgorsze, choć nie porażały. Fabuła ciekawa, choć nie zachwycała. No i wiadomo, że jest to początek co najmniej kilku-częściowej serii. Swoją drogą, zawsze pociągała mnie wizja władanie czterema żywiołami.

Jeżeli chodzi o film, to jest jeszcze coś. Główni bohaterowie, to dzieci, więc gra aktorska, nie była jakoś specjalnie rewelacyjna. Wymieniłbym głównego aktora, z tego po lewej, na tego po prawej.


Film zyskałby wtedy zupełnie inny wymiar :DDD

Ocena ogólna: Film, średni. Może druga część będzie lepsza.

Dni są zbyt ciasne.

Wolny dzień zleciał ni jak z bata strzelił. Ledwo się obejrzałem, już było ciemno.

Wstałem, wypiłem kawusię, pojechałem na siłownie, przebiegłem 5km, wróciłem do domu, wrzuciłem coś na ząb, pojechałem na service(dodatkowa fucha w pracy; zastępuję mojego kierownika), wróciłem, wszamałem coś, pojechałem do Pietra i razem poszliśmy do kina(o tym zaś). Z kina wyszliśmy po 23ej :P

Gdzie jest ten dzień?????

wtorek, 21 września 2010

Pichcenie.

Dzisiaj mam gości i od soboty siedzę przy garach. Chodząc do pracy, musiałem wcześniej się za wszystko zrobić. W sobotę tort, w niedzielę, kotlety w sosie myśliwskim, dzisiaj, bajeczna misa warzyw z kurczakiem i ciasteczka z kremem budyniowym.
Dzisiaj rano, zaraz po wypiciu kawy, wziąłem się do garów. Mieszam, mieszam... Nagle wyłączam wszystko.

Max: Pie***le, idę do fryzjera!!!

Młody w śmiech.

Strzygę się krótko, a do fryzjera chodzę raz w miesiącu. We wrześniu jeszcze nie byłem.

Po powrocie wziąłem się dalej do roboty. Stwierdziłem, że nie mogłem się  oderwać od smażonej cukini. Mniam :D

Polecam.

piątek, 17 września 2010

Jesiennie

Zaczyna się. Czuję jak wielkimi krokami zbliża się moja jesienna chandra. Nie mogę sobie na to pozwolić.

Do tego wszystkiego zaczynam pociągać nosem. Paskudna pogoda! Na chorobę też nie mogę sobie pozwolić. Jeszcze nie.

Apetyt mnie opuścił. To nigdy nie jest dobry znak. Najchętniej przespałbym kilka dni. Może doszedłbym do siebie. Nie wiem. Wiem tylko, że muszę coś ze sobą zrobić. Siłka też nie sprawia mi już takiej radości. Choć wyniki mam coraz lepsze.

Najgorsze jest to, że teraz jesień trwa 3/4 roku. Z krótką przerwą na zimę :/

Pomocy!!!

Kino 18 - Avatar 3D Extended Version

Grudzień 2009 - Avatar 2D
Styczeń 2010 - Avatar 3D
Wrzesień 2010 - Avatar 3D - Extended version.



Nie mogliśmy się powtrzymać :P

Ten film nie może się znudzić. Trochę obawiałem się tych dodatkowych scen. Że dodadzą niepotrzebna sceny, albo zmienią lub zepsują całość. Okazało się, że dodane sceny wpasowały się idealnie w całość. Były to drobne sceny, które lekko podkreśliły nastrój danej chwili. Kocham ten film coraz bardziej! :D

Pietro się śmiał.

Pietro: Trzeci raz w kinie na tym samym filmie. Poje**ło nas.
Max: Tylko troszkę :P

Chwila ciszy.

P: To kiedy idziemy czwarty raz?
M: Na maraton razem z drugą częścią.

środa, 15 września 2010

Brooke'owcu wróć!!!

Brooke ma ciche dni, chyba.

Każdemu się zdarza. Nawet mi. Miała przyjechać w weekend do Miasta Koziołków, lecz stwierdziła, że nie chce jej się z nikim spotykać. Rozumiem. Brooke jednak, jak na osobę, która zawsze ma coś do powiedzenia, na każdy temat, jest baaaaaardzo milcząca. Zaczyna mnie to martwić. Gdyby nie Alladyn, nawet nie wiedziałbym, czy żyje. Nie odbiera moich telefonów, a na SMSy odpisuje zdawkowo, że jeżeli pilne, to mam pisać, bo on jest zajęty. Brooke, jako osoba bezrobotna, może mówić tak w dwóch przypadkach. Albo robi fotki Alladynowi, bądź głowę zawraca jej jakiś facet ubrany w skóry. Pierwsza wersja nie tłumaczy milczenia, a druga jest wielce nieprawdopodobna.

A jezeli chodzi o Brooke'owiec... To co ja mam czytać, kiedy Brooke stwierdziła, że nie ma weny i kropka. No dobra. Można nie mieć weny. Coś o tym wiem. Ale żeby nie odbierać moich telefonów??? Karygodne!!!

Ech Brooke... Odezwij się.

P.S.
Wu, dzięki, za wytknięcie orta. Najlepszym się zdarza :P

wtorek, 14 września 2010

Lois - początek końca

Czekałem, aż zacznie ten temat.

Nuż ostatnio zauważyłem, że chodząc do niej, mam coraz mniej problemów. A z tymi problemami które mam, potrafię sobie poradzić bez większego wysiłku. Jestem o wiele spokojniejszy, jak na przykład przy stłuczce. Jakby nie było na terapię chodzę już ponad półtora roku. No i w końcu zadała magiczne pytanie.

Lois: Już sobie tak dobrze radzisz. Jak myślisz, czy musisz jeszcze to przychodzić???

Nie muszę. Chcę. Jeszcze trochę. Sam widzę zmiany jakie we mnie zaszły, lecz obawiam się, że gdy znowu pojawi się jakiś problem,  nie będę w stanie sobie z nim poradzić. Wiem, że obawiam się na wyrost, ale cóż.

Koniec terapii jest nieunikniony.

I co dalej?

Grzybobranie

W sobotę, Ojciec pojechał na grzyby i przywiózł wuchtę grzybów. Z Mariolką, pociachali je i rozłożyli na blachach do suszenia. Wczoraj wieczorem, gdy przyszedłem z pracy, zapach, a raczej odór suszonych grzybów niemal mnie odrzucił. Okazało się, że Mariolka pożyczyła od sąsiadki farelkę, i pomaga grzybom się suszyć. W zeszłym roku, Babcia podsuszała grzyby w piekarniku i część poszła z dymem, a część zgniła. W tym roku, ratują co się da. 

Ja z kolei nienawidzę grzybów. Jedyna jakie toleruje, to suszone w bigosie. Innych niet! A na grzybobraniu byłem raz, wiele lat temu, i znajdywałem jedynie muchomory, a Ojciec łaził za mną i zbierał najlepsze okazy. Ja po prostu nie widzę grzybów. Uwielbiam z kolei łazić po lesie z aparatem :P

A tak naprawdę, to inne grzybobranie mi się marzy!!! Jeśli wiecie co mam na myśli! :DDD

Bad News :(

Dzisiaj w pracy dowiedziałem się, że nasz Dyrektor Burak odchodzi dopiero po Nowym Roku

:(

Brian: Ten Mały? Rudy? Koszykarz? Z metra cięty? On?
Max: Si!
B: Wieśniak zostaje? Współczuję Ci!
M: Dzięx. To mi jednak nie pomoże. Już dzisiaj łaził i wku***ał wszystkich swoją obecnością. On chyba chce zostawić po sobie bardzo nieładny prezent pożegnalny. Son-of-a-...
B: BITCH!!! Nienawidzę takich ludzi jeszcze bardziej niż ty.
M: W jego przypadku, powątpiewam!

niedziela, 12 września 2010

Cmentarz

Jutro jest 9-ta rocznica śmierci dziadka. Całą rodziną wybraliśmy się na grób. Lubię cmentarze. Ta cisza, ten spokój, ta powaga. To jest to. Nienawidzę z kolei Okolic 1go listopada!!! Przeciskać się miedzy tysiącami sztuk bydła.

Jakoś tak dziwnie nawiedziła mnie wizja, jak chcę by wyglądał mój grób. Prosty, kamienne obramowanie, porośnięty miętą i lawendą.

Stłuczka



Jadąc na cmentarz (o tym później) Zatrzymaliśmy się na bocznym parkingu, by kupić znicze. Wycofując już samochód, ojciec wjechał bokiem w tył innego samochodu, który też wycofywał. Boczna drzwi, przy których ja siedziałem i tylni błotnik, drugiego samochodu miały tylko lekko zdarty lakier. Okazało się, że ten drugi samochód kierowała 66-letnia baba, która zaraz zaczęła trzodę robić. Zadzwoniła po policję[Zlali ją ciepłym moczem]. Burzyła się niemiłosiernie. Wieśniara. Zjechała się nasza rodzinka(wracali akurat z grobów), ich trochę później też. Tamci zaczęli wymyślać, że trzeba będzie wymienić cały błotnik i będzie to kosztować 1500zł. Kuzyn ryknął śmiechem. Córka, z zięciem Wieś-Baby bronili się, że on jest prawnikiem i że poda nas do sądu. Debile! 



Ja tylko nie mogę wyjść z podziwu, jaki byłem spokojny!!!

Zawsze wiedziałem, że zginę młodo. Teraz już wiem w jaki sposób. Jadąc z ojcem samochodem!!!

sobota, 11 września 2010

Kino 17 - Resident Evil - Afterlife

Czwarty już film z tej serii. Jestem niesamowicie zadowolony z seansu. Wiadomo. Film o zombie, które opanowały świat. Jednak tutaj skoncentrowali się na korporacji Umbrela, oraz na ocalałych niedobitkach. Film momentami zaskakujący, czasem straszny, i nierzadko śmieszny. Śmieszny w sensie, drobne żarty fantastycznie rozładowywały napięcię, w momentach, gdy film zaczynał się robić ciężki i toporny. REWELACJA!!!

No i jeszcze jest Milla! Uwielbiam ją. Sceny walki rozwalały system. Tym bardziej, że w 3D!

Nie muszę już chyba nic dodawać. Prócz fotek :D

Polecam!!!

Dej łyt Pietro

Z rańca pojechaliśmy do Ikei. Tak se. Bo dawno nie byliśmy. Muszę się pochwalić zakupem :P
O dawna się napalałem na taką podstawkę.
Cały dzień spędziliśmy razem. Dawno takiego dnia nie mieliśmy. W zeszłym roku, co miesiąc organizowaliśmy sobie taki dzień. 

Pod wieczór poszliśmy do Pizza Hut na festiwal makaronów. Zjadłem trzy różne porcje makaronów i deser, a Pietro cztery porcje, i chciał piątą, ale kelnerka nas olewała :( Dostaliśmy za to duży rabat, bo nasza znajoma tam pracuje :P

Na i na sam wieczór poszliśmy do kina. (O kinie później). Siedząc w kinie Pietro dostał dwa SMSy. Odczytał je dopiero później. Były to eSki od jego ojca, z którym odnowił niedawno kontakt.

SMS: Śpisz?
30 min później
SMS: K***A, ZABILI CIĘ???
ODP: Zabili mnie, ale im uciekłem.

:D

Po kinie postanowiliśmy iść na piwo. Przy okazji poszliśmy po Dziecko Oświęcima. Jest to kumpela z pracy Pietra, z którą też kiedyś tam pracowałem. Ma ona takie samo poczucie humoru jak my. Poszliśmy z piwami nad Wartę, lecz zrobiuło się zimno i poszliśmy do pubu, gdzie Pietro ma znajomości. W domu zlądowałem po 6ej rano. Jak nigdy. Ale co tak. Wstałem ok 13ej. Zjadłem obiad i pojechałem z Młodym na siłownię. Dałem se wycisk równy!!! 25 min = 5,14 km. AŁA!!! Trzeba było spalić te kalorie od festiwalu makaronów :P

Dzisiaj wieczorem idę znowu do Pietra pić dalej.

:D

czwartek, 9 września 2010

Zwarcie

Mój mózg ma jakieś krótkie spięcia ostatnio. Spięcia, to delikatnie powiedziane. Niemal dymi mi się z uszu.

Wiem czym to jest spowodowane. Zaczęło się miesiąc temu, gdy moje plany urlopowe poszły z dymem. Całe planowanie diabli wzięli. To, jak byłem wtedy wściekły, graniczy z niemożliwością. 
Na ten weekend chciałem umówić się z Brooke, ale odpisała mi dziś, że nie przyjedzie. Trudno. Po czym, pod wieczór pisze do mnie Pietro i zaczyna się ze mną umawiać konkretnie co do jutra. Nie mogliśmy się dogadać, nie wiedzieć czemu. Czułem, jak mój mózg ciężko pracuje, by przetworzyć wszystkie informacje i pogodzić wszystkie plany. 

Mariolka, chce, bym przygotował obiad. Na siłkę chciałem jutro iść. Na wieczór umówiłem się z Pietrem do kina. Wczesnym wieczorem jest msza za św.p. Dziadka(presja babci). Zapomniałem, że z Pietrem umówiłem się na rano, na wyprawę do Ikei. Na zakupy chciałem iść. 
Czacha dymi. 

Nie potrafię się ostatnio ogarnąć organizacyjnie. Mózg mi się gotuje. Dosłownie.


wtorek, 7 września 2010

Immortality / Forever Young


Było o podróżach w czasie, to będzie o nieśmiertelności.

Jest to temat często powtarzany w książkach, filmach i bajkach. Poszukiwacze, którzy zatracają się w poszukiwaniu źródeł wiecznego życia. Żal mi ich. Głupcy.

Nigdy w życiu nie chciałbym być nieśmiertelny. Naczytałem się o nieśmiertelnych wampirach. Nieskończony czas w samotności. wszystko co bym pokochał, prędzej, czy później by odeszło. Z resztą... Nie chciałbym widzieć upadku cywilizacji. Już teraz staczamy się coraz to niżej. Polityka, wojny, brak tolerancji, głupota... Oto czterech jeźdźców apokalipsy. Chociaż chciałbym zobaczyć odwet natury. Jak dżungle porastają fabryki. Oceany zalewają miasta. Chciałbym to zobaczyć. Nie żyć tam.

Jest jeszcze aspekt wiecznej młodości. Niby jest to kuszące, ale ja bym nie chciał. Ludzie by mi zbyt zazdrościli. Pewnie też bym się zbyt dobrze bawił, by umierać. Musiałbym też cały czas szalenie dbać o to młode ciało. Orka. To ja już wolę moje ciało jakie by nie było. Choć przyznaję, że czasem zazdroszczę Brooke, jej młodzieńczego wyglądu. Ja jednak bynajmniej nie mam zamiary podpisywać żadnego cyrografu :P

Jedyne co bym chciał, to nigdy nie chorować. Albo do 40-tki być zdrów jak ryba, a później mógłbym przyjąć na klatę wszystkie choroby i rozsypać się jak domek z kart. Jak już, to do końca. I byle szybko.

Wiem, że pieprzę bez sensu, ale tak już mam. Przyzwyczajcie się :D

poniedziałek, 6 września 2010

Wehikuł czasu

Obejrzałem wczoraj "Wehikuł czasu". Co prawda to tylko remake, ale ja nie widziałem oryginału. Film jest raczej średni. Nie przepadam za tematyką podróży w czasie.

Oglądając ten film przypomniały mi się nieprzespane noce, i wiele godzin rozmyślania o cofnięciu się w czasie. Kiedyś marzyłem by cofnąć się do siódmego roku życia i przeżyć całe życie jeszcze raz. Uniknąłbym wielu, wielu błędów. Nauczyłbym się grać na jakichś instrumentach. przeczytałbym więcej książek, byłbym bardziej wysportowany, miałbym lepsze wykształcenie... Mógłbym tak wymieniać godzinami.

Powstał jednak problem. Czy poznałbym ludzi, których teraz nazywam przyjaciółmi? Czy nasze drogi by się zeszły? Czy ponownie by mnie polubili? Mógłbym udawać jasnowidza, i opowiadać, co się dopiero zdarzy. Wizualizacja. Pukam do drzwi Brooke i wciskam jej kit, że znam jej przyszłość. Mówię jej z kim będzie spała. Z kim nie. Kogo znielubi. Z kim się zaprzyjaźni... Tak też mógłbym godzinami. Jakoś nie mogę sobie tego wyobrazić.

Po naprawdę wielu godzinach gdybania, zaprzestałem fantazjowania. Nie ma co. Gdybym miał mieć wszystko czego pragnę, już bym wolał otaczać się ludźmi, których lubię i cenię.

Jeżeli miałbym podróżować w czasie, to jedynie krótkie wycieczki w daleką przeszłość(starożytny Rzym, antyczna Grecja), lub w daleką przyszłość(ciekawość górą). To tyle. Więcej bym nie chciał.

Pa

sobota, 4 września 2010

Siłka po raz drugi

Takie soboty lubię.

Nie wiem jak to się stało, ale spałem aż do 11ej, a na 12tą z Młodym pojechaliśmy na siłkę. Zrobiłem ten sam zestaw ćwiczeń, co ostatnio. Na zakończenie natomiast poszedłem na step-cośtam i dałem sobie dwa razy większy wycisk, niż ostatnio. Przebiegłem 2,7km[poprzednio 1,2], średnia prędkość11,3km/h[10,5], spaliłem 180 kalorri[70] i maksymalne tętno 166[184]

Może trochę się chwalę, ale jest czym. Jestem z siebie dumny :D

czwartek, 2 września 2010

Po siłce.

Gdy rano zadzwonił mi budzik, nie wiedziałem gdzie jestem. Z samego rańca nic mnie nie bolało, co sprawiło mi niemałe zaskoczenie. Jednak z czasem w pracy zaczęły mnie boleć mięśnie. Klata i plecy. Czuję jak mi twardnieją muskuły. Za kilka miesięcy będę wyglądał jak facet na fotce :P

Ale ze mnie skromniś :D

Na siłkę planuję chodzić co najmniej raz w tygodniu a na basen co najmniej dwa razy w tygodniu. 

To tyle.

Pa :*

Good News :D

Dzisiaj na zebraniu kierowników, nasz Dyrektor Burak ogłosił wszem i wobec, że od 20go września odchodzi!!!

:D

To mi polepszyło humor skutecznie na calutki dzień!!! :D

środa, 1 września 2010

Siłka + Basen = Boje się jutra :P

Z młodym pojechaliśmy na siłkę. Pokazał mi jak się korzysta ze wszystkich urządzeń i na jakie mięśnie działają. Wiem już z jakich atlasów będę najczęściej korzystał. Będę też się zajeżdżał na Step-cośtam
(pseudorowerku: nie wiem jak się nazywa). A w szatni faceci paradującu na waleta. Czułem się troszeńkę nieswojo. Tym bardziej, że same brzydale.

Po siłce, zgłodniali skoczyliśmy do Piccobelo na makarona.

Pojechaliśmy po DJ'a i we trójkę pojechaliśmy na basen. Przepłynąłem absolutne minimum(500m) i byłem umarty. Nie dawałem rady. Nie obyło się bez 25m pod wodą, oczywiście. Potem już tylko sauna i dom.

Będę spał jak dzidziuś :D

Karnet

Ha!
Dzisiaj odebrałem wreszcie karnet i zacznę chodzić na basen, gdzie chcę i kiedy chcę.
Karnet obowiązuje na czterech basenach, które są mi w miarę po drodze, oraz na kilkanaście siłowni. Namawiam Młodego by mi pokazał kilka zastawów ćwiczeń. W końcu ma MGR na AWF-ie :P

Przygotowania do olimpiady czas zacząć :D

Brian: Chyba Paraolimpiady.
Max: Stul pysk!!! Pytał się kiedyś o coś kiedyś ktoś???

wtorek, 31 sierpnia 2010

Mojito

Stwierdziłem wczoraj, że przejdę się do Pietra do pracy. Nie widziałem się z nim trzy tygodnie. Przy okazji zrobiliśmy rozliczenie miesięczne(net za kino) i wyszło, że jest mi jeszcze dychę winien.

Przy okazji powiedział mi, że znalazł na Starym Rynku knajpę, gdzie dają oryginalne Mojito na prawdziwej mięcie za 9,90. Więc niewiele myśląc, po pracy poszliśmy tam. 

Mojito było przepyszne!!! Już wiem czym się zawsze Brooke zachwycała. To jest to! Prawdziwy smak lata!

Gdy tak siedzieliśmy w ogródku na Starym, było czuć w powietrzu koniec lata. Trochę mi się zrobiło smutno. Ale co tam. To było fajne lato. Miewałem gorsze. Na następna wakacje już mam tyle planów, że tylko na banki napadać. Z resztą i tak pewnie 90% planów nie wypali :P

Pa.

sobota, 28 sierpnia 2010

Wizyta u Brooke

Nie chciała góra do Mahometa, musiał Machomet do góry.

Plany były insze. Miała Brooke przyjechać do Miasta Koziołków, a to ja pojechałem do Miasta Mleka.

Obaliliśmy dwa winka, wsunęliśmy omlety, placka, nektarynki i kilka innych niezidentyfikowanych produktów.
Gryząc nektarynkę, Brooke wypaliła tekstem...

Brooke: Ja to chyba zrobię karierę w wojsku
Zacząłem się krztusić i dusić.
Brooke: Ja serio mówię.
Max: Chcesz mnie zabić. Nie dosyć, że bym się udławił, to jeszcze popluł.
Brooke: Świetnie. Nie dosyć, że musiałabym sprzątnąć ciało, to jeszcze podłogę.

Razem z Brooke brehtaliśmy się cały czas. Obgadaliśmy kilku naszych znajomych i kilkudziesięciu nieznajomych. Brooke, jako mistrzyni blogowa, pokazała mi też kilka praktyczno-estetycznych myków, które rad byłem wykorzystać.

Podoba się???

czwartek, 26 sierpnia 2010

Już się uspokoiłem

Najpierw obejrzałem kilka starych odcinków Smallville, a teraz czytam sobie książkę i piję herbatę z eukaliptusa, trawy cytrynowej i mięty :D

środa, 25 sierpnia 2010

Kac

Brian: Jak tam kac?
Max: Ja nie am kaca. Nigdy.

B: A moralniak?

M: Po czym?

B: Po wczorajszej kłótni. Przecież pokłóciliście się o bzdurę. O hipotezę zamieszkania KIEDYŚ z kimś.

M: Tu nie chodzi o kłótnię, tylko o fakt, że z nimi nie da się rozmawiać. Ciągle.

B: Hej. To ty jesteś ten dobry, a ja ten zły. To ty wierzysz w ludzi i starasz się dostrzegac w nich dobro, bądź chociaż poprawę. Nie ja! Czego się spodziewałeś?

M: ...

B: Za bardzo wierzysz w ludzi. Czy Lois nie powtarzała Ci czasem, że ich już nie naprawisz?
M: Mówiła. I co? Tak po prostu mam się poddać.

B: Tak! Tylko oboje wiemy, że tego nie zrobisz i dalej będziesz się tym przejmował.

M: A co innego mi pozostaje. Jak Tobie przychodzi to tak łatwo???

B: Lata praktyki.

M: Masz jakąś radę?

B: Cierpliwość.

M: To jest rada nie dla mnie!
B: Dla mnie też nie, ale innej rady nie mam.


Chwila ciszy.

M: Jak to możliwe, że wydajesz się teraz być taki w porządku?
B: Zawsze taki jestem. Tylko nie zawsze to widać!

I have no idea how naive i was :(

Oczywiście jestem lekko pijany w tej chwili. Były imieniny Młodego, więc drinków sobie nie żałowałem.

Kiedy wyszli goście, tradycyjnie załączyły się poważne tematy.

Nie wiem co ja sobie wyobrażałem!!!

Zaczęliśmy rozmawiać o wyprowadzce i mieszkaniu z kimś. Ja powiedziałem, że ręczę głową za co najmniej dwie osoby z którymi mógłbym zamieszkać. [Dla swojego bezpieczeństwa nie powiem, które to osoby, gdyż mogły by się poczuć niezręcznie, jak i ja!] Starzy oczywiście się oburzyli, że tak naprawdę poznaje się człowieka, jak się z nim pomieszka z rok. Po części przyznałem im rację, lecz podkreśliłem, że zbyt dobrze znam te osoby, i zbyt wiele beczek soli z nimi przejedliśmy, by coś mogło się jeszcze kiedykolwiek popsuć. Potraktowali mnie jak dziecko udowadniając mi jak mało wiem o życiu. Używając argumentu "Lois" powiedziałem, że nie chodzę do niej tak se, poplotkować, tylko rozmawiamy na poważne tematy i międzi innymi, wspólnie doszliśmy do wniosku, że po wszystkim, co przeżyłem, emocjonalnie mam co najmniej 30 lat. (z Brooke też rozmawialiśmy kiedyś na ten temat. Przyznała mi rację!)

Jak ja mogłem być tak naiwny, by wdać się z nimi w dyskusję?????

Oczywiście, uparcie próbowali mi udowodnić, że nie mam racji. Że jestem młody i naiwny. A ja próbowałem im udowodnić jak mało o mnie wiedzą.

Jak ja mogłem być tak głupi?????

Nie dali sobie nic powiedzieć. Kiedy stwierdziłem, że mnie w ogóle nie słuchają, oczywiście zaprzeczyli. Oni wiedzą wszystko najlepiej.

Jak ja dałem się w to wciągnąć?????

Następnie próbowali mnie nastawić przeciwko moim znajomym. Moim przyjaciołom. Że nie mogę im w ogóle ufać!!!

A im mogę?????

Kiedy przyznałem, że ta rozmowa nie ma sensu z nimi, odwrócili kota ogonem, że to ze mną nie da się rozmawiać! Jestem młody i głupi. To wszystko co mają do powiedzenia.

Jak...?!?!?!

Na końcu urwali rozmowę tłumacząc się, że muszą iść spać, bo wstają przed 5-tą do pracy.

Cała rozmowa z nimi.

Jestem wściekły(na siebie i na nich), rozczarowany(swoją naiwnością) i zawiedziany(wszystkim!)

Brian: Co prawda boję się odezwać, by znowu nie dostać szachownicą w czachę, lecz jestem po twojej stronie. Jakakolwiek rozmowa z nimi kończy się tak samo. Nie wspominając, że rozmawia się z nimi jak z małymi dziećmi.
Max: Nie sądziłem, że to kiedykolwiek powiem, ale... Dziękuję Ci Brajan!!!

Zachowanie Brajana to duży plus w tym całym gównie!

Max: Naprawdę Dzięki!!!

AV

AV to koleś, przez którego dostałem kiedyś ataku śmiechu na lekcji fizyki u największej zouzy w szkole :D I to przez niego spadłem z krzesła na biologii :D

Mieszka na tej samej ulicy co ja, tylko na samym jej końcu, a jednak widuję go bardzo, bardzo rzadko. Nie wiem zatem jak to możliwe, że trzy dni z rzędu minąłem się z nim na ulicy.

AV i ja dobraliśmy się jak w korcu maku. Interesowało nas to samo. Worms'y, Dragon Ball i bajki na Cartoon Network(Chojrak-tchórzliwy pies i Looney Tunes). Nasze zeszyty roiły się od setek narysowanych wormsów. Tworzyliśmy makabryczne komiksy o wormsach i wybuchaliśmy śmiechem w środku lekcji. Parodiowaliśmy też wszystkich nauczycieli przerabiając ich na wersje Worms :D Codziennie komentowaliśmy nowe odcinki Dragon Ball'a. W każdym przedmiocie widzieliśmy sytuacje z bajek Looney Tunes i od razu tworzyliśmy stosowne mini-komiksy. Nikt nie wiedział z czego się śmiejemy i wszystkich to drażniło. A my mieliśmy to gdzieś.

Jeżeli chodzi o naukę... Cóż. Bywało różnie. Ja za niego pisywałem kartkówki z matmy, oraz zadania domowe, a on pomagał mi w historii. Na chemii z powodu naszego poczucia humoru byliśmy ulubieńcami pani Kasi. Wołała nas po ksywach. Oboje nienawidziliśmy polskiego, i nabijaliśmy się na niemieckim.

Z nódów graliśmy często w różne gry na papierze. W Kółko i Krzyżyk doszliśmy do takiej perfekcji, że aż 49/50 gier kończyło się remisem. A mimo to graliśmy dalej :D

Wiem nawet dlaczego nasz kontakt się urwał. Z mojej winy, oczywiście.
On mieszkał z matką i ojcem na jednym pokoju. Jego ojciec zachorował na raka i zmarł, kiedy mieliśmy po 19 lat. Od tamtej pory go unikałem, bo nie umiałem wyrazić swojego żalu i złożyć mu kondolencji. Jego rodzice byli zajebistymi ludźmi. Bardzo ciepłymi. Do dzisiaj, kiedy mijam mamę AV'a otrzymuję od niej bardzo ciepły i szeroki uśmiech.

Pisząc to przypomniała mi się pewna akcja. Kiedyś(ok 3ej klasy) zamiast do świetlicy, poszedłem do AV'a do domu i czytaliśmy sobie komiksy. Pod opieką jego mamy, oczywiście. Gdy wróciłem do domu i Mariolka się o tym dowiedziała, wpadła w taki szał, że dostałem po kablem od radia nie tylko po dupie, ale i plecach i nogach też.
Pomyślcie co myślełem o swoich i o AV'a rodzicach.

Wydaje mi się, że czas odnowić znajomość. Nie wiem, czy będzie to łatwe, ale chyba warto spróbować, co nie?

Ostoja/Nostalgia

Czasami mam ochotę wyjechać gdzieś i zaszyć się na rok. Odpocząć od normalnego życia w mieście. Od ludzi, którzy zrobią wszystko żeby awansować. Od martwienia się o pieniądze. Od wszystkiego.

Ostatnio ciągle się natykam na tą tematykę(w książkach, muzyce, filmach). Postacie te często wracają w rodzinne strony, gdzie zdaje się, że czas stanął w miejscu. Ja też chciałbym mieć takie miejsce. Niestety nie mam. Uwodziłem się i wychowałem w mieście wojewódzkim. Jest jeszcze wioska w której spędzałem wiele wakacji.

Pisałem ostatnio, że ta wioska rozrosła się trzykrotnie, a ludzi już nie da się poznać. Straciła swój klimat. Jeżeli chodzi o dom dziadków... Cóż. To już nie jest ich dom. Zapisali go córce i mojemu chrzestnemu. Tak, tej świni. Dziadkowie się bardzo rozchorowali, więc już nie sprawują tam pieczy. Chrzestne za to robi wszystko by dom był ładniejszy, nowocześniejszy, praktyczniejszy. Jednak po tym jak Elle się stamtąd wyprowadziła, ten dom stracił duszę. Dawno temu sprzedali już ziemię uprawną za domem, przeżedzili sadek za kuźnią, kuźnia popadła w ruinę, wyburzyli kurnik, kury i króliki sprzedali, postawili garaż, jeden pies zdechł, drugiego musieli uśpić. Jak już mówiłem, stracił duszę.

Co sprowadza nas do drugiej babci. Na ich osiedlu spędziłem wiele czasu bawiąc się w piaskownicy z kuzynem, grając z nim w piłkę, łażąc po drzewach. Niestety już z tego wyrośliśmy.

Jest jeszcze wioska, w której mieszkał ś.p. brat ś.p. dziadka. Co drugi rok odbywał się tam zjazd rodzinny kuzynostwa. MaGi, z którym łaziłem po drzewach, KaGa i Wiewióra, którym dokuczaliśmy, INa i PiNa, które wiecznie się kłóciły... Ach... To były czasy. Nasze wspólne wypady na cmentarz w środku nocy pamiętam do dzisiaj.
Ta wioska też już straciła urok wraz ze śmiercią ostatniego członka tamtejszej społeczności z nami spokrewnionego.

Nie mam własnej ostoi.

Wszystko się zmienia. Ale wiadomo. Kto nie idzie do przodu ten stoi w miejscu. Jak więc znaleźć złoty środek, kompromis we współczesnym świecie.

Wydaje mi się że jedynym wyjściem jest znaleźć ostoję w ludziach nas otaczających. Otaczać się ludźmi wywołującymi w nas pozytywne emocje i wspomnienia. Pielęgnować uczucia którymi kiedyś tak chętnie darzyliśmy wszystkich.

Ja mam jednak z tym problemy. Zawsze byłem kaleką emocjonalnym. Nie potrafiłem utrzymywać znajomości. A raz zerwany kontakt wydawał mi się niemożliwy do przywrócenia. Dopiero teraz sie tego uczę za pomocą prób i błędów. Moimi kicajami doświadczalnymi są Brooke, Pietro, Domina i kilka innych mało znanych szerzej postaci.

Jest jeszcze jedna osoba. AV. Przez całą podstawówkę i gimnazjum chodziliśmy do jednej klasy, a co najmniej połowę z tego czasu przesiedzieliśmy w jednej ławce. W liceum jeszcze trochę utrzymowalismy kontakt. Potem wszelkie kontakty się zerwały.
Dziś trzeci dzień z rzędu minąłem się z nim na ulicy. To jest chyba jakiś znak, by odnowić znajomość.
O nim zrobię osobny wpis w najbliższym czasie.

Podsumowując. Nie mam miejsca gdzie mógłbym jechać i się zaszyć. Ważne, by utrzymywać kontakt z ludźmi, których ceniliśmy w przeszłości, oraz pielęgnować wspomnienia o nich. Mimo wszelkich trudności.

Skąd więc ta nostalgia? Za czym ta tęsknota? Jak się jej pozbyć? Wiem jak sobie z tym poradzić, wiec dlaczemu mi to nie wychodzi?

wtorek, 24 sierpnia 2010

Królestwo za masaż


Szczególnie za masaż stóp. A za masaż szyi, pleców i nóg oddałbym cię całkowicie jakkolwiek by ktoś chciał.

Brian: Hej! Puszczanie się i łajdaczenie, to moja działka!!!
Max: Phi! Każdy ma swoje potrzeby.

W pracy miałem tak wolny dzień, że myślałem, że się zanudzę na śmierć. A ja głupi zaoferowałem się do pomocy innym, i ktoś to w końcu wykorzystał. Magr. Tak mnie przeczołgał, że zdychałem. Ale za to trzy godziny minęły mi jak z bata strzelił. Tym bardziej nie mogłem się doczekać końca pracy, gdyż czekają mnie trzy dni wolnego :D

P.S.

Masażysta poszukiwany na gwałt !!!