czwartek, 24 czerwca 2010

Odwiedziny

Mam w tym tygodniu mały maraton w pracy. 3 popołudniówki, wolne i 3 ranki. Dziś mam wolne, ale chodzi mi o wczorajszą zmianę.

Nie dosyć, że co dzień, to zastawiali mi większy bajzel do uprzątnięcia, to jeszcze miałem wuchtę swojej roboty, nie wspominając o tym, że niektórzy chcieli mi jeszcze ją spotęgować. Łaziłem wczoraj, delikatnie mówiąc, zeźlony, gotów gryźć tych, którzy weszliby mi w drogę. Jakby tego było mało, odwiedził mnie Brian.

GRRRrrr…

Przypomniałem sobie wszystkie nauki buddyjskie dotyczące medytacji, skupiłem się, i ignorowałem mojego „kochanego” braciszka. Wyrzuciłem z siebie całą złą energię, wieć moja twarz wyglądała na spokojną, nawet lekko uśmiechniętą. Zadziałało to jak płachta na byka. Brajan zrobił się czerwony na twarzy, wręcz purpurowy. Chwycił leżące nieopodal jabłko i z całej siły rzucił w moim kierunku. Jakimś cudem, mój własny reflex pozwolił mi na złapanie owego jabłka 10cm od twarzy, nie zmieniwszy nawet o odrobinę wyrazu mojej twarzy. Trzymając mocno w dłoni jabłko, spokojnie ruszyłem w jego kierunku. Gdy byłem dwa mery od Brajana, chciał zrobić krok w tył, lecz nie zauważył stojącej za nim kobiety. Wpadł na nią, niemal jej nie przewracając. Sam runął na ziemię. Kobieta się wydarła „K***a je***a! Jak chodzisz debilu?…” Posypało się jeszcze wiele małooryginalnych epitetów, lecz ja nie słuchałem. Odłożyłem jabłko na miejsce, i wróciłem do swojej pracy.

Przez resztę dnia miałem wyśmienity nastrój :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz