Cały tydzień miałem popołudniówki i jestem wyje***y jak koń po westernie. Ominęło mnie nawet spotkanie z Brooke i Wu, nad czym bardzo ubolewam!!! Są jednak osoby i zdarzenia, które potrafią mnie ożywić i z czasem nawet rozweselić na długi czas.

Oglądam sobie TV, kiedy wszedł do pokoju Brajan. Ubrany w różową koszulkę, białe spodnie, biało-złote adidasy, biały kapelusz i okulary-muchy. Na jednym nadgarstku miał złoty, lub raczej złotawy zegarek, a na drugim nadgarstku różową frotkę. No i gigantyczny złoty łańcuch na szyi.
Max: O K***A!!!
Brian: Ładnie wyglądam, co nie?
Mizdrzył się, i odwalał piruety, przed moim dwumetrowym lustrem.
M: Zaraz rzygnę!
B: Nie pie***ol! Masz! Przymierz! Dla ciebie mam podobny zestaw.
Rzucił mi ogromną siatkę wypełnioną wieloma rzeczami w kolorach bieli, złota i różnych odcieni różu. Od tych kolorów zakręciło mi się w głowie, a wczorajsza kolacja powędrowała w górę mojego układy pokarmowego. Pozieleniałem.
M: Ty serio mówisz???
B: Serio, Serio! Przymierzaj. Darowanemu koniowi nie zagląda się w zada!
M: W zęby!
B: W zęby, to ty zaraz dostaniesz, jeśli tego nie założysz!
Odesłałem go do wszystkich diabłów!!!