środa, 25 sierpnia 2010

AV

AV to koleś, przez którego dostałem kiedyś ataku śmiechu na lekcji fizyki u największej zouzy w szkole :D I to przez niego spadłem z krzesła na biologii :D

Mieszka na tej samej ulicy co ja, tylko na samym jej końcu, a jednak widuję go bardzo, bardzo rzadko. Nie wiem zatem jak to możliwe, że trzy dni z rzędu minąłem się z nim na ulicy.

AV i ja dobraliśmy się jak w korcu maku. Interesowało nas to samo. Worms'y, Dragon Ball i bajki na Cartoon Network(Chojrak-tchórzliwy pies i Looney Tunes). Nasze zeszyty roiły się od setek narysowanych wormsów. Tworzyliśmy makabryczne komiksy o wormsach i wybuchaliśmy śmiechem w środku lekcji. Parodiowaliśmy też wszystkich nauczycieli przerabiając ich na wersje Worms :D Codziennie komentowaliśmy nowe odcinki Dragon Ball'a. W każdym przedmiocie widzieliśmy sytuacje z bajek Looney Tunes i od razu tworzyliśmy stosowne mini-komiksy. Nikt nie wiedział z czego się śmiejemy i wszystkich to drażniło. A my mieliśmy to gdzieś.

Jeżeli chodzi o naukę... Cóż. Bywało różnie. Ja za niego pisywałem kartkówki z matmy, oraz zadania domowe, a on pomagał mi w historii. Na chemii z powodu naszego poczucia humoru byliśmy ulubieńcami pani Kasi. Wołała nas po ksywach. Oboje nienawidziliśmy polskiego, i nabijaliśmy się na niemieckim.

Z nódów graliśmy często w różne gry na papierze. W Kółko i Krzyżyk doszliśmy do takiej perfekcji, że aż 49/50 gier kończyło się remisem. A mimo to graliśmy dalej :D

Wiem nawet dlaczego nasz kontakt się urwał. Z mojej winy, oczywiście.
On mieszkał z matką i ojcem na jednym pokoju. Jego ojciec zachorował na raka i zmarł, kiedy mieliśmy po 19 lat. Od tamtej pory go unikałem, bo nie umiałem wyrazić swojego żalu i złożyć mu kondolencji. Jego rodzice byli zajebistymi ludźmi. Bardzo ciepłymi. Do dzisiaj, kiedy mijam mamę AV'a otrzymuję od niej bardzo ciepły i szeroki uśmiech.

Pisząc to przypomniała mi się pewna akcja. Kiedyś(ok 3ej klasy) zamiast do świetlicy, poszedłem do AV'a do domu i czytaliśmy sobie komiksy. Pod opieką jego mamy, oczywiście. Gdy wróciłem do domu i Mariolka się o tym dowiedziała, wpadła w taki szał, że dostałem po kablem od radia nie tylko po dupie, ale i plecach i nogach też.
Pomyślcie co myślełem o swoich i o AV'a rodzicach.

Wydaje mi się, że czas odnowić znajomość. Nie wiem, czy będzie to łatwe, ale chyba warto spróbować, co nie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz