środa, 25 sierpnia 2010

Ostoja/Nostalgia

Czasami mam ochotę wyjechać gdzieś i zaszyć się na rok. Odpocząć od normalnego życia w mieście. Od ludzi, którzy zrobią wszystko żeby awansować. Od martwienia się o pieniądze. Od wszystkiego.

Ostatnio ciągle się natykam na tą tematykę(w książkach, muzyce, filmach). Postacie te często wracają w rodzinne strony, gdzie zdaje się, że czas stanął w miejscu. Ja też chciałbym mieć takie miejsce. Niestety nie mam. Uwodziłem się i wychowałem w mieście wojewódzkim. Jest jeszcze wioska w której spędzałem wiele wakacji.

Pisałem ostatnio, że ta wioska rozrosła się trzykrotnie, a ludzi już nie da się poznać. Straciła swój klimat. Jeżeli chodzi o dom dziadków... Cóż. To już nie jest ich dom. Zapisali go córce i mojemu chrzestnemu. Tak, tej świni. Dziadkowie się bardzo rozchorowali, więc już nie sprawują tam pieczy. Chrzestne za to robi wszystko by dom był ładniejszy, nowocześniejszy, praktyczniejszy. Jednak po tym jak Elle się stamtąd wyprowadziła, ten dom stracił duszę. Dawno temu sprzedali już ziemię uprawną za domem, przeżedzili sadek za kuźnią, kuźnia popadła w ruinę, wyburzyli kurnik, kury i króliki sprzedali, postawili garaż, jeden pies zdechł, drugiego musieli uśpić. Jak już mówiłem, stracił duszę.

Co sprowadza nas do drugiej babci. Na ich osiedlu spędziłem wiele czasu bawiąc się w piaskownicy z kuzynem, grając z nim w piłkę, łażąc po drzewach. Niestety już z tego wyrośliśmy.

Jest jeszcze wioska, w której mieszkał ś.p. brat ś.p. dziadka. Co drugi rok odbywał się tam zjazd rodzinny kuzynostwa. MaGi, z którym łaziłem po drzewach, KaGa i Wiewióra, którym dokuczaliśmy, INa i PiNa, które wiecznie się kłóciły... Ach... To były czasy. Nasze wspólne wypady na cmentarz w środku nocy pamiętam do dzisiaj.
Ta wioska też już straciła urok wraz ze śmiercią ostatniego członka tamtejszej społeczności z nami spokrewnionego.

Nie mam własnej ostoi.

Wszystko się zmienia. Ale wiadomo. Kto nie idzie do przodu ten stoi w miejscu. Jak więc znaleźć złoty środek, kompromis we współczesnym świecie.

Wydaje mi się że jedynym wyjściem jest znaleźć ostoję w ludziach nas otaczających. Otaczać się ludźmi wywołującymi w nas pozytywne emocje i wspomnienia. Pielęgnować uczucia którymi kiedyś tak chętnie darzyliśmy wszystkich.

Ja mam jednak z tym problemy. Zawsze byłem kaleką emocjonalnym. Nie potrafiłem utrzymywać znajomości. A raz zerwany kontakt wydawał mi się niemożliwy do przywrócenia. Dopiero teraz sie tego uczę za pomocą prób i błędów. Moimi kicajami doświadczalnymi są Brooke, Pietro, Domina i kilka innych mało znanych szerzej postaci.

Jest jeszcze jedna osoba. AV. Przez całą podstawówkę i gimnazjum chodziliśmy do jednej klasy, a co najmniej połowę z tego czasu przesiedzieliśmy w jednej ławce. W liceum jeszcze trochę utrzymowalismy kontakt. Potem wszelkie kontakty się zerwały.
Dziś trzeci dzień z rzędu minąłem się z nim na ulicy. To jest chyba jakiś znak, by odnowić znajomość.
O nim zrobię osobny wpis w najbliższym czasie.

Podsumowując. Nie mam miejsca gdzie mógłbym jechać i się zaszyć. Ważne, by utrzymywać kontakt z ludźmi, których ceniliśmy w przeszłości, oraz pielęgnować wspomnienia o nich. Mimo wszelkich trudności.

Skąd więc ta nostalgia? Za czym ta tęsknota? Jak się jej pozbyć? Wiem jak sobie z tym poradzić, wiec dlaczemu mi to nie wychodzi?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz