W sobotę, Ojciec pojechał na grzyby i przywiózł wuchtę grzybów. Z Mariolką, pociachali je i rozłożyli na blachach do suszenia. Wczoraj wieczorem, gdy przyszedłem z pracy, zapach, a raczej odór suszonych grzybów niemal mnie odrzucił. Okazało się, że Mariolka pożyczyła od sąsiadki farelkę, i pomaga grzybom się suszyć. W zeszłym roku, Babcia podsuszała grzyby w piekarniku i część poszła z dymem, a część zgniła. W tym roku, ratują co się da.
Ja z kolei nienawidzę grzybów. Jedyna jakie toleruje, to suszone w bigosie. Innych niet! A na grzybobraniu byłem raz, wiele lat temu, i znajdywałem jedynie muchomory, a Ojciec łaził za mną i zbierał najlepsze okazy. Ja po prostu nie widzę grzybów. Uwielbiam z kolei łazić po lesie z aparatem :P
A tak naprawdę, to inne grzybobranie mi się marzy!!! Jeśli wiecie co mam na myśli! :DDD
z grzybów to znam jedynie...pieczarki:)
OdpowiedzUsuńjeść lubię w każdej postaci choć w moim przypadku jestem po nich strasznie głodny. Jakieś takie puste kalorie chyba mają:)
pzdr
o jakim grzybobraniu mówisz??
Pieczarki, to nie grzyby, i je też lubię bardzo.
OdpowiedzUsuńNie wiesz o jakim grzybobraniu mówię, czy rżniesz głupa???
powiedzmy, że nie wiem:)))
OdpowiedzUsuń